🎎 Gdzie Zjeść W Tallinie
Ale granita to nie jedyne, co można zamówić w Bam Barze. Herbata to rzecz rzadko spotykana na południu Włoch, a tutaj jest jej spory wybór. Do tego desery, czekolada, kawa oraz napoje, w tym procentowe. Zatem już wiecie, gdzie zjeść w Taorminie doskonałą granitę, wypić herbatę i usłyszeć mowę polską.
Tallin był kolejnym etapem naszej podróży. Słyszałem o tym mieście wiele dobrego oraz to, że ze wszystkich odwiedzonych miast podczas wyjazdu najbardziej nam się spodoba. I muszę przyznać, że to prawda, tallińska starówka jest przepiękna, a Kardiorg powinien zachwycić każdego turystę, który zawita do estońskiej stolicy. Zapraszam Was do lektury przewodnika po Starym Mieście w Tallinie. Co zobaczyć w Tallinie? W tym wpisie chciałbym skupić się wyłącznie na Starym Mieście, ponieważ atrakcji i ciekawych miejsc w Tallinie jest w moim przekonaniu za dużo na jeden artykuł :) #DOJAZD Do Tallina można dolecieć bezpośrednim samolotem z Warszawy korzystając z usług naszego narodowego przewoźnika. Innym tańszym sposobem jest oczywiście autokar. My skorzystaliśmy ponownie z Lux Express. Przejazd do estońskiej stolicy (z Rygi) trwał około 4,5h, a za bilety zapłaciliśmy 81zł za osobę. Dworzec autobusowy w Tallinie oddalony jest od Starego Miasta o około 2km, natomiast odległość do naszego zakwaterowania wynosiła około 1,3km. #NOCLEG Nocleg klasycznie zarezerwowaliśmy przez i trafiliśmy kapitalną miejscówkę, którą polecam Wam z czystym sumieniem. Wybraliśmy obiekt o nazwie Liivalaia Apartment, który znajduje się około 10 minut marszu od Placu Wolności. Gdzie nocować w Tallinie? Do dyspozycji gości jest duży apartament z wielkim salonem, niewielką sypialnią, w pełni wyposażoną łazienką (łącznie z pralko-suszarką) oraz aneks kuchenny. Mieszkanie mieści się w nowym budownictwie. Dosłownie 100m od apartamentu jest market, w którym zaopatrzymy się w jedzenie, które możemy przygotować w apartamencie. Za dwie noce zapłaciliśmy 135E. Tallin atrakcje Starego Miasta #RESTAURACJE W Tallinie polecę Wam dwie restauracje, w których warto zatrzymać się na obiad. Pierwsza z nich to Kompressor. Jej wygląd w środku trąci trochę myszką i nie zachęca, ale gwarantuję Wam, że podawane tam naleśniki są chyba najlepsze w mieście. Nastawcie się również na kolejkę, jeśli przyjdziecie w porze obiadowej. Lokal mieści się przy Rataskaevu 3 na Starym Mieście. Gdzie zjeść w Tallinie? Drugim kapitalnym miejscem jest średniowieczna karczma III Draakon mieszcząca się pod ratuszem. Tam również musicie liczyć się z kolejką, ale jeśli skorzystacie to będziecie zachwyceni. Karczma stylizowana jest na średniowiecze, w środku jest ciemno, a światło dają tylko zapalone świeczki. Najbardziej znanym daniem jest zupa z łosia (elk soup), którą kupicie za kilka euro. Zupa podana jest w glinianej misce, a je się bez użycia sztućców, czyli jak w średniowieczu. Tallin Stare Miasto #PLAC WOLNOŚCI Plac Wolności był pierwszym miejscem, które odwiedziliśmy idąc z naszego lokum na Stare Miasto. Plac jest miejscem, w którym odbywają się ważniejsze uroczystości. Nad placem góruje Kolumna Zwycięstwa w Wojnie o Niepodległość, którą wieńczy motyw w kształcie Orderu Krzyża Wolności. Obok placu znajduje się kościół św. Jana. #KOŚCIÓŁ ŚW. MIKOŁAJA Kościół św. Mikołaja zbudowano w XIII wieku. Mieści się bardzo blisko Placu Wolności. Obecnie znajduje się w nim Muzeum Sztuki Estonii, a ze względu na dobrą akustykę wykorzystuje się go jako sala koncertowa. #PLAC RATUSZOWY Plac Ratuszowy to rynek będący sercem Starego Miasta. W jego południowej części stoi miejski ratusz, który jest jedynym gotyckim ratuszem w Europie Północnej, który przetrwał do dzisiaj. Obecny budynek powstał na początku XV wieku. W budynku mieści się słynna karczma III Draakon. Tallin atrakcje Polecam obejrzeć sobie kamieniczki wokół rynku. W jednej z nich znajduje się najstarsza apteka w Europie, która działa nieprzerwanie od 1422 roku. #BRAMA VIRU Brama Viru jest jednym z symboli Tallina. Ta średniowieczna brama składa się z dwóch bliźniaczych wież i jest najbardziej znanym elementem murów miejskich. #KIEK IN DE KÖK Kiek in de Kök to baszta z XV wieku, którą znajdziemy niedaleko Kolumny Zwycięstwa. Jest elementem murów miejskich, a w niej działa filia muzeum miejskiego. Zaraz obok mieści się Wieża Dziewicza, która służyła jako więzienie dla prostytutek. #SOBÓR ALEKSANDRA NEWSKIEGO Sobór Aleksandra Newskiego powstał pod koniec XIX wieku i znajdziecie go na Placu Zamkowym. Świątynia jest przepiękna i możecie być pewni, że będą tam tłumy ludzi. #ZAMEK TOOMPEA Barokowy zamek Toompea znajduje się na wzgórzu o tej samej nazwie. Powstał w miejscu cytadeli z IX wieku. Mieści się w nim siedziba estońskiego parlamentu. Jednym z najbardziej charakterystycznych elementów zamku jest wieża Długi Herman o wysokości 45m. Tallin najciekawsze atrakcje Warto zwrócić uwagę na dwie inne wieże, które znajdują się w od północnej strony zamku, czyli Landskrone oraz Pilstickeri. #KATEDRA NAJŚWIĘTSZEJ MARYI PANNY Katedra Najświętszej Maryi Panny powstała między XIII i XIV wiekiem. Miniemy ją w drodze z zamku w stronę punktu widokowego Patkuli. #PATKULI (PUNKT WIDOKOWY) Patkuli to jeden z kilku punktów widokowych, z którego można podziwiać Stare Miasto. W mojej ocenie obowiązkowe miejsce na mapie miasta. #KOHTUOTSA (PUNKT WIDOKOWY) Kohtuotsa to kolejny punkt widokowy, kilka minut drogi od Patkuli. Również warto go odwiedzić. #BRAMA DŁUGA NOGA W Tallinie istnieją dwie ciekawe bramy o ciekawych nazwach, tzw. Brama Krótka Noga i Brama Długa Noga pomiędzy Dolnym i Górnym Miastem. Na załączonym zdjęciu Brama Długa Noga (Pika jala väravatorn). Najciekawsze miejsca w Tallinie #GILDIA Budynek Gildii (Wielkiej Gildii) powstał w XV wieku. Mogli do niego wstąpić najbogatsi mieszkańcy miasta oraz żonaci członkowie Bractwa Czarnogłowych. #MUZEUM MARCEPANU “KALEV” Zaraz obok Gildii znajduje się niewielka kamienica, w której znajduje się Muzeum Marcepanu “Kalev”. Słodkie eksponaty robią wrażenie. #KOŚCIÓŁ ŚW. DUCHA Kościół św. Ducha stoi zaraz obok Muzeum Marcepanu i Gildii. Jego charakterystycznym elementem jest wąska biała wieża. Kiedyś był świątynią katolicką, a obecnie luterańską. Ufundowano go w 1300 roku. Najciekawsze miejsca w Tallinie #KATEDRA ŚWIĘTYCH APOSTOŁÓW PIOTRA I PAWŁA Katedra Świętych Apostołów Piotra i Pawła schowana jest w podwórku i łatwo ją przeoczyć. Zbudowano go w połowie XIX wieku. Podobno jest to jedyny kościół w Estonii, w którym odbywają się msze w języku polskim. #PASAŻ ŚW. KATARZYNY Pasaż św. Katarzyny to jedyna swego rodzaju uliczka w Tallinie. Jest to jedno z najbardziej urokliwych miejsc na Starym Mieście. Przy ulicy mieszczą się maleńkie pracownie artystyczne z XVI wieku. #MURY MIEJSKIE I WIEŻA BREMENI Mury miejskie zachowały się w wielu miejscach. We wschodniej części Starego Miasta również znajdziemy ciekawy fragment średniowiecznych murów razem z Wieżą Bremeni. #CERKIEW ŚW. MIKOŁAJA Cerkiew św. Mikołaja powstała w XIX wieku. Nie wchodziliśmy do środka #KOŚCIÓŁ ŚW. OLAFA Kościół św. Olafa mieści się w północnej części Starego Miasta. Powstał w XIV wieku. #HOBUVESKI (MŁYN) Hobuveski to młyn powstały w XIV wieku. Mąka była mielona przez wielkie koło, które było ciągnięte przez konie. #TRZY SIOSTRY Trzy Siostry to trzy średniowieczne kamienice, których obecny wygląd ukształtował się w XV wieku. Ponieważ wcześniej byliśmy w Rydze, to od razu skojarzyły się z Trzema Braćmi. #GRUBA MAŁGORZATA Gruba Małgorzata to baszta znajdująca się w północnej części murów miejskich. W jej wnętrzach mieści się obecnie Muzeum Morskie. Na ścianie baszty znajduje się tablica upamiętniająca internowanie w tallińskim porcie okrętu podwodnego ORP Orzeł, który w brawurowy sposób uciekł do Wielkiej Brytanii. #DOM STENBOCKA Dom Stenbocka zbudowano pod koniec XVIII wieku. Znajduje się nieopodal Zamku Toompea malowniczo górując nad murami miejskimi. Wieczorem jest pięknie oświetlony, a siedzibę ma tam estoński rząd. #POMNIK SOLIDARNOŚCI Pomnik Solidarności znajdziecie na Placu Wolności. Jest on darem polskiej ambasady dla miasta. #STARE MIASTO Stare Miasto to ciekawa plątanina wąskich i urokliwych uliczek. Warto poświęcić więcej czasu na spacer, a szczególnie zachęcam do skorzystania z bocznych uliczek, które wiją się między staromiejskimi kamieniczkami. W Tallinie spędziliśmy dwa dni. Pogoda dopisała, a miasto zrobiło na nas ogromne wrażenie. Starówka jest zadbana i czysta, a właściwie to wszystkie miejsca, w których się pojawiliśmy były czyste i zadbane. Miasto jest bezpieczne, mimo wieczornych spacerów nie spotkaliśmy się z żadnymi nieprzyjemnościami. Praktycznie wszędzie można zapłacić kartą. W drugiej części opiszę atrakcje Tallina znajdujące się poza Starym Miastem. Poprzednie wpisy z wyjazdu: Wilno - najciekawsze atrakcje Ryga - Stare Miasto Ryga - atrakcje poza Starym Miastem Tallin - atrakcje poza Starym Miastem Helsinki - przewodnik po mieście Jeśli spodobał Ci się materiał to postaw mi kawę. Pomoże mi to dofinansować mój prywatny projekt "Miasta stojące murem", w ramach którego odwiedzam miasta i miasteczka w Polsce otoczone średniowiecznymi murami obronnymi, a następnie przygotowuję o nich materiał. Wielkie dzięki :)
Zebraliśmy w jednym miejscu firmy z branży gastronomicznej z okolicy. Jeśli znasz taką, której brakuje, daj znać komuś w lokalu, że musi to szybko nadrobić. Jakie miejsca z dobrym jedzeniem w Pelplinie znajdziesz poniżej? Mogą to być: burgerownia. makaroniarnia.
Autor Wiadomość Temat postu: Tallinn - kilka informacji #1 Wysłany: 08 Cze 2012 11:37 Rejestracja: 02 Kwi 2012Posty: 16 Wlaśnie wróciłem z 2-dniowego wypadu do ze Sztokholmu-Skavska - czas lotu ok 50 min. Koszt na 4 osoby- ok 300 zł w obie strony. Linia: informacji praktycznych:Lotnisko bardzo blisko centrum miasta - ok 4 km od starego miasta. Koszt przejazdu TAXI to ok 10 EuroSamo lotnisko bardzo nowoczesne. Żadnych kontroli wielkości i wagi w Tallinnie takie jak w Polsce tylko wyrazone w w hostelu na starym mieście: 2 noce dla 6 osób ok 150 $ czyli wychodzilo 12,5$ za noc na bardzo przyjemny, czysty i super zlokalizowany: Tallinn to piękne miasto, otoczone murami z kilkudziesięcioma pieknymi elegancko, zwiedzenie starczy jeden pelny poczatku czerwca odbywały się tzw. Dni Starego Miasta w Tallinnie - pokazy rycerskie, ludzie poprzebierani w stroje ze średniowiecza, koncerty na Starym 1 Euro mozna było zjeść zupę z jelenia zagryzając suszonym wszystkim ten kierunek, bo wydaje sie jeszcze stosunkowo mało Polski w promocji LOTU mozna znaleźć przelot do Tallinna za 260 zł w obie strony. Tallinn może stanowić dobra baze wypadową do innych stolic nadbaltyckich np. Rygi. _________________ Ostatnio edytowany przez michzak, 06 Kwi 2018 14:31, edytowano w sumie 1 raz Literówka Góra Arekkk uważa post za pomocny. martFa Temat postu: Re: Tallin - kilka informacji #2 Wysłany: 19 Paź 2012 15:23 Rejestracja: 26 Lip 2010Posty: 65 warto w pierwszej kolejności udać sie do info turystycznej z czerwonym znaczkiem na Vana-Posti,boczna od kina. dostaniemy tam po pierwsze mapę,na której zaznaczone są jadłodajnie,kawiarnie,puby,cenrta handlowe-wszystko dla budżetowych podróżników:-) mniej więcej można to sobie zobaczyć na dodatkowo w TI powiedzą nam co się dzieje dziś w mieście,co można zobaczyć za free,gdzie jest koncert itd. mają też dużo kuponów zniżkowych do knajp,pubów zupę z jelenia można zjeść w kosztuje 1e blisko starego miasta centrum handlowe SOLARIS,na dole w markecie bardzo przystępne ceny! w żadnym wypadku nie decydujcie się na hostel Knight! to co widnieje na zdjęciach różni się od rzeczywistości w 100%! znaleźliśmy ciekawe połączenie WMI-NYO NYO-TLL (6h na lotnisku) TLL-RYG RYG-WMI (2h na lotnisku) całość pogodą jest różnie,było i słońce-świetna pogoda na zwiedzanie,i deszcz-czyli pogoda barowa _________________ Góra maciejwroclaw Temat postu: Re: Tallin - kilka informacji #3 Wysłany: 19 Paź 2012 16:29 Rejestracja: 13 Lip 2011Posty: 2090 Ze swojej strony poza Starowka polecam wybrac sie do interaktywnego muzeum statkow (i nie tylko) polozone nad morzem, max 2km od centrum Tallinna - mozna przejsc sie na piechotke. Z ciekawszych rzeczy mozna przejsc sie po lodzi powodnej (do 2011 byla w uzyciu), przeleciec sie samolotem (symulator) czy poplywac elektrycznie sterowanymi ministatkami. Sporo historii, sa tez statki do zwiedzania na zewnatrz-poza budynkiem glownym i tez warto. _________________"Podróżować to żyć." ( wyszukiwarka tanich lotów na forum o wyszukiwarce tutaj Góra Agna Temat postu: Re: Tallin - kilka informacji #4 Wysłany: 19 Lip 2013 15:40 Rejestracja: 16 Lip 2013Posty: 28Loty: 109Kilometry: 193 212 Góra gruda Temat postu: Re: Tallin - kilka informacji #5 Wysłany: 29 Sty 2014 04:26 Rejestracja: 26 Gru 2011Posty: 101 Góra facaldo Temat postu: Re: Tallin - kilka informacji #6 Wysłany: 13 Lut 2014 19:25 Rejestracja: 17 Sty 2014Posty: 136Loty: 45Kilometry: 113 944 a ja wybieram sie do Tallina na poczatku marca i niestety z simple express nie pasuja mi godziny odjazdu do Polski, a dokladnie do Warszawy ;/ Czy ktos moglby mi polecic jakiegos innego przewoznika poza ecolines, ktore tez niestety odpada? z gory dziekuje Góra matt Temat postu: Re: Tallin - kilka informacji #7 Wysłany: 13 Lut 2014 19:40 Rejestracja: 30 Cze 2011Posty: 491 niebieski gruda napisał(a):Polecam darmowe zwiedzanie codziennie o 12 a szczególnie z tą panną Przesympatyczna i wesoła dziewczyna z talentami aktorskimi sprzeda wam najważniejsze fakty, ciekawostki, anegdotki i inne dykteryjki nie tylko o mieście, ale i o Estonii i Estończykach w ogóle. Zajebiście spędzone 2 godziny. Nie skąpić grosza na koniec cebulaki Ile dać za taki tour, żeby nie być cebulakiem? Góra Zeus Temat postu: Re: Tallin - kilka informacji #8 Wysłany: 13 Lut 2014 19:47 Sezonowy Cebulion Rejestracja: 20 Lis 2011Posty: 18501 zależy od statusu, cy jesteś studentem itd. Ja daję tak koło 5 euro za osobę Góra bagheera604 Temat postu: Re: Tallin - kilka informacji #9 Wysłany: 02 Kwi 2014 10:21 Rejestracja: 22 Lis 2013Posty: 33 gruda napisał(a):Polecam darmowe zwiedzanie codziennie o 12 a szczególnie z tą panną Przesympatyczna i wesoła dziewczyna z talentami aktorskimi sprzeda wam najważniejsze fakty, ciekawostki, anegdotki i inne dykteryjki nie tylko o mieście, ale i o Estonii i Estończykach w ogóle. Zajebiście spędzone 2 godziny. Nie skąpić grosza na koniec cebulaki Jak najbardziej polecam, my byliśmy z tą panią -> bardzo fajna dziewczyna, opowiadała też anegdoty ze swojego życia pod kątem niepodległości Estonii, również talent aktorski i perfekcyjny angielski do tego Bardzo miło spędzony czas, dałam 10 euro za 3 osoby (ludzie raczej monety dawali z tego co zaobserowałam)maciejwroclaw napisał(a):Ze swojej strony poza Starowka polecam wybrac sie do interaktywnego muzeum statkow (i nie tylko) polozone nad morzem, max 2km od centrum Tallinna - mozna przejsc sie na piechotke. Z ciekawszych rzeczy mozna przejsc sie po lodzi powodnej (do 2011 byla w uzyciu), przeleciec sie samolotem (symulator) czy poplywac elektrycznie sterowanymi ministatkami. Sporo historii, sa tez statki do zwiedzania na zewnatrz-poza budynkiem glownym i tez mi się podobało, może jak ktoś jest pasjonatem tematu to go zainteresuje, za wstęp płaciłam 14 euro a jedyną naprawdę ciekawą rzeczą była wystawa na temat titanica, która była tylko tymczasowa. Samo muzeum mało interaktywne i głównie nastawione na aspekty związane z wojną. _________________ Góra zoli Temat postu: Re: Tallin - kilka informacji #10 Wysłany: 24 Maj 2014 13:51 Rejestracja: 15 Cze 2013Posty: 1066Loty: 4Kilometry: 5 374 srebrny gruda napisał(a):Polecam darmowe zwiedzanie codziennie o 12 a szczególnie z tą panną Przesympatyczna i wesoła dziewczyna z talentami aktorskimi sprzeda wam najważniejsze fakty, ciekawostki, anegdotki i inne dykteryjki nie tylko o mieście, ale i o Estonii i Estończykach w ogóle. Zajebiście spędzone 2 godziny. Nie skąpić grosza na koniec cebulaki ooo też z nią byliśmy i szczerze polecamy ! _________________ Góra Juve Temat postu: Re: Tallin - kilka informacji #11 Wysłany: 24 Maj 2014 19:04 Rejestracja: 28 Lis 2012Posty: 1095Loty: 131Kilometry: 153 160 niebieski My także:) Nie nudziłem się jak to czasem bywa. _________________ Góra kingakoralewska Temat postu: Re: Tallin - kilka informacji #12 Wysłany: 06 Sie 2014 14:13 Rejestracja: 04 Sie 2014Posty: 27 Cześć,postanowiłam odświeżyć trochę temat, bo w listopadzie tego roku wybieram się na dwa dni do stolicy Estonii i zastanawiam się co warto zwiedzić w tym okresie Talinie. Znacie może jakieś fajne miejsca, które moglibyście z czystym sumieniem polecić? Oczywiście czytałam trochę o atrakcjach Tallina ale chciałabym poznać Wasze opinie i rekomendacje, będę wdzięczna za każdą odpowiedź _________________Zapraszam na swojego bloga o podróżach! Góra ewaolivka Temat postu: Re: Tallin - kilka informacji #13 Wysłany: 06 Sie 2014 14:31 Rejestracja: 25 Paź 2012Posty: 927 niebieski Tallinn świetny! Poza samym miastem jeszcze pięknie położony skansen (dla lubiących takie miejsca). Dojazd autobusem...chyba 22 z przed dworca kol. (niestety, nie pamiętam). Wstęp 6 €, teren bardzo rozległy, można pożyczyć rower. Wiatraki, zagrody , chaty rybaków nad zatoką, można zjeść dane obiadowe, wypić kawę w starej chacie. Wybór mały, ale dobre smaki i dość niskie ceny. Bo wg. mnie Estonia wcale tania nie jest. Warto odwiedzić, ale w ładną pogodę. Nam akurat przypadła w udziale ulewa Góra kingakoralewska Temat postu: Re: Tallin - kilka informacji #14 Wysłany: 06 Sie 2014 15:00 Rejestracja: 04 Sie 2014Posty: 27 Dziękuję Ci bardzo za odpowiedź! Fajny jest ten pomysł z rowerami ale obawiam się, że w listopadzie będzie z tym ciężko... własnie szczerze mówiąc nie wiem jakiej pogody mam się spodziewać w tym okresie, tzn. bardziej ulew czy śniegu _________________Zapraszam na swojego bloga o podróżach! Góra facaldo Temat postu: Re: Tallin - kilka informacji #15 Wysłany: 06 Sie 2014 15:12 Rejestracja: 17 Sty 2014Posty: 136Loty: 45Kilometry: 113 944 jesli chodzi o pogode, to ja bylam w marcu tego roku i sniegu nie bylo w ogole, ale bylo strasznie zimno i mrozno, a jak poszlismy nad Baltyk (swoja droga polecam) to juz w ogole wialo niesamowicie poza tym starowka jest przepiekna, warto powedrowac bez celu czasem, gdzies sie zapuscic, na pewno sie nie zgubisz, bo wszytsko jest w miare czytelne. Góra Marianna777 Temat postu: Re: Tallin - kilka informacji #16 Wysłany: 06 Sie 2014 15:29 Rejestracja: 24 Sty 2014Posty: 74Loty: 55Kilometry: 66 321 Ja polecam spacer brzegiem morza plażą w Piricie. Dojechać tam można z dworca autobusowego w 10 minut. Ładny widok na Tallin. Poza tym miasto super - można pospacerować po pięknej Starówce, zjeść zupę z łosia albo jeżeli tutaj okaże się za ciasno to można wyskoczyć do Helsinek promem. Ja byłam w czerwcu a i tak zmarzłam i zmokłam Góra Grzes830324 Temat postu: Re: Tallin - kilka informacji #17 Wysłany: 06 Sie 2014 15:37 Rejestracja: 06 Sie 2014Posty: 355Loty: 76Kilometry: 167 082 Po spacerku starówką, warto przejść się w kierunku portu i mariny - Stary port i posrod betonowej pustyni - wspiąc sie po kilkudziesiecu stopniach by miec niesamowity widok na Bałtyk.... do tego mewy spacerujace bez wiekszego skrepowania miedzy nogami Sam Tallin ma swoj urok, ale nikt nie zwrocil uwagi - o ile starowka w Rydze jest integralna czescia miasta, o tyle ta Tallinska - mimo uroku, po zmroku.... zamiera. Pustka cisza ... dla jednych to plus dla innych... niekoniecznie _________________zapraszam serdecznie :-) na nasz ig: Podróżnicy z Kórnika :-) Góra kingakoralewska Temat postu: Re: Tallin - kilka informacji #18 Wysłany: 06 Sie 2014 15:47 Rejestracja: 04 Sie 2014Posty: 27 Marianna777 napisał(a):można wyskoczyć do Helsinek promem. Ja byłam w czerwcu a i tak zmarzłam i zmokłam Całkiem niezły pomysł! Pamiętasz może ile płaciłaś za prom do Helsinek? W ogóle dziękuje Wam wszystkim za odpowiedzi, jesteście naprawdę bardzo pomocni I z tego co mówicie, będę musiała zaopatrzyc sie w cały arsenał swetrów, kurtek i czapek, żeby móc cały dzień spacerować po Tallinie _________________Zapraszam na swojego bloga o podróżach! Góra Grzes830324 Temat postu: Re: Tallin - kilka informacji #19 Wysłany: 06 Sie 2014 15:58 Rejestracja: 06 Sie 2014Posty: 355Loty: 76Kilometry: 167 082 28 euro w obie strony kupowane z wyprzedzeniem kilkudniowym przy rejsie - przy tym ukladzie troszke sie wynudzisz bo w Helsinkach za bardzo tyle nie ma co robic:) przy wczesniejszych powrotach - cena rosnie bo plynie inny jakosciowo prom _________________zapraszam serdecznie :-) na nasz ig: Podróżnicy z Kórnika :-) Góra kow Temat postu: Re: Tallin - kilka informacji #20 Wysłany: 15 Sie 2014 13:35 Rejestracja: 17 Gru 2012Posty: 484Loty: 108Kilometry: 164 910 niebieski Witam...W ostatni weekend (sb-wt) byliśmy z kolegą w Tallinie. Lecieliśmy LOT (bilety pół roku wcześniej kupione za 119 zł). W sumie spaliśmy w Tallinie 3 noce (Hotel Economy przy dworcu kolejowym ul. Koplii 2c - pokój 2os ze śniadaniem za 85E /3 dni - więc ok 14 E/os/dobę).Prom do Helsinek - w nd 28E (kupowany w piątek przed wylotem). Wypłynięcie z Tallina o 7 rano powrót na miejsce koło północy, w Helsinkach 11 h - więc sporo Tallinie kupiliśmy Tallin Card 24h i powiem, że jak się chce coś więcej zobaczyć to warto. Jeśli ma się w planach wejść np tylko na jedną wieżę na Starówce czy mury, to raczej nie warto w - SeaHarbour ... and-prices (całkiem fajne, można 2-3 h spędzić)- wieża TV - bardzo przyjemnie spędzony czas (wieża ciekawiej zorganizowana jak np w Rydze)- wieże i baszty na Starym Mieście ( Ratuszowa, Kiek in de Kock, w kościele Św. Olafa, w kościele NMP)- muzeum morskie (Fat Margaret), kościół Św. DuchaDodatkowo na karcie można skorzystać z darmowej komunikacji miejskiej i jednej trasy autobusów bardzo pozytywne wrażenia z Tallina. Zupa w Drakonie pyszna Jeśli to kogoś interesuje to w nd w kościele Piotra i Pawłą msza św. o 10 jest po polsku. _________________ Góra
Jeśli wybieracie się tam pierwszy raz, tutaj znajdziecie mój krótki przewodnik po tej europejskiej stolicy. W tym wpisie z kolei chcę podzielić się z wami moimi ulubionymi miejscami, kawiarniami i muzeami, ale też pomysłami na miejskie spacery, czy nowymi odkryciami. Zapraszam do odkrywania Brukseli!
Uwielbiam, gdy po odwiedzeniu nowego dla mnie miejsca, mogę powiedzieć: „było lepiej niż myślałam”. To uczucie niedosytu i chęć powrotu przy najbliższej możliwej okazji. Są przecież miasta, z których od razu chce się uciekać. Są też takie, o których myślisz: „byłam, zobaczyłam, nie zaprzątam sobie więcej głowy” (np. Kijów czy Noto na Sycylii). I na końcu znajdują się te, które pozostają w pamięci na długo. Zupełnie niespodziewanie do tej trzeciej kategorii (w której dziś jest np. Mostar w Bośni i Hercegowinie) awansował u mnie Tallin. To miała być jednorazowa przygoda, a tymczasem już w głowie układam sobie listę powodów, dla których do stolicy Estonii musimy kiedyś wrócić. Dlaczego warto odwiedzić Tallin chociaż na weekend? Czytaj dalej →
Gdzie tanio zjeść w Szczecinie? Z wyborem lokalu nie będzie problemu. Szczecin słynie z bardzo dobrych restauracji. To miejsca serwujące wykwintne dania, ale też całkiem prostą i dobrą
Kiedy w Polsce pięć miast rywalizuje o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury 2016, u tegorocznego zwycięzcy trwa prawdziwa uczta kulturalna. Stolica nie tak odległej geograficznie, ale i trochę tajemniczej Estonii wabi turystów licznymi propozycjami. Podpowiadamy co, gdzie i kiedy szczególnie warte jest naszej uwagi w Tallinie. Przy wyborze miast na Europejską Stolicę Kultury bierze się pod uwagę dwa główne kryteria: „europejski” wymiar miasta oraz jego stosunki z mieszkańcami. I dlatego tak istotne jest, że pomimo trwającej przez setki lat przynależności najpierw do Rosji, potem do ZSRR, Tallinn pozostał przede wszystkim miastem skandynawskim. Dziś stara się prezentować jak najbardziej europejskie oblicze, wykorzystując przysługujący mu zaszczytny wybrzeża„W 2011, najlepsze historie Europy opowiedziane będą w Tallinie!” Tak brzmi hasło przyświecające kulturalnym wydarzeniom w estońskiej stolicy. Na ten rok zaplanowano największe w historii Estonii przedsięwzięcie, polegające na opowiadaniu o wszystkim, co wywodzi się z inspiracji morzem, językiem estońskim oraz Estończykami, a przede wszystkim Tallinem. Nieważne, czy opowiadanie to splecione zostanie ze słów, namalowane, wyśpiewane czy odegrane na scenie. Bez znaczenia, czy będzie długie, czy krótkie, nowoczesne czy zainspirowane tym, co pierwotne – najważniejsze, żeby było prawdziwie co w tym roku dzieje się w Tallinie jest więc opowieścią o historii Estończyków. O ich przeszłości, teraźniejszości i przyszłości, tradycyjnej kulturze i zachodzących w niej zmianach. Festiwale muzyczne, wydarzenia z zakresu sztuk wizualnych, literatury, folkloru, ale i najnowszych zjawisk życia społecznego według pomysłodawców stanowią jedno wielkie opowiadanie o mieszkańcach kraju nad Morzem większe wydarzenia kulturalne przyporządkowane zostały do trzech wyodrębnionych z opowiadania tematów: historie wspólnego śpiewania, historie z życia dawnego miasta, historie marzeń i niespodzianek. W Tallinie codziennie odbywa się coś, co stanowić może cząstkę tego wielogłosu, który wciąż opowiada i opowiada o przeczytać: Tallinn w środku wakacji: nocleg + przelot za 500 złEstończycy na rowery!Fundacja Tallinn 2011, wraz z innymi organizacjami bierze udział w projekcie Eesti Rattarikkaks! (co można przetłumaczyć jako Estonia Rowerowa). Akcja propaguje dojazd do pracy na jednośladach, jako ekologicznych środkach transportu. Starania o równouprawnienie rowerów w przestrzeni miasta, poza wieloma zaletami tego środka komunikacji, ma nadać estońskiej stolicy prawdziwie europejski wygląd. Pomysłodawcy liczą przy tym, że w pewien sposób wpłynie to na styl życia jej zakończył się Talliński Tydzień Rowerowy, promujący kulturę cyklistów. W jego ramach odbył się Bicycle Film Festival, którego idea przywędrowała do Europy z Nowego Jorku. To tam przed dziesięcioma laty miała miejsce pierwsza edycja. Festiwal, na który każdy może zgłosić film niezależnie od formy, byle dotyczył kultury rowerowej, zadomowił się w wielu miastach Ameryki Północnej, jak również naszego Rowerowy, który odbył się w Tallinie po raz pierwszy, był dla cyklistów okazją do spotkania oraz promocji wszystkiego, co związane jest z ich pasją. Od sprzętu, przez sztukę, po własne przeczytać: Estonia – paleta kontrastówFolklor i urbanistykaTegoroczna Stolica Kultury nie stara się jednak budować swojego wizerunku wyłącznie z elementów zaczerpniętych ze współczesnej kultury Zachodu. Niedaleko od centrum Tallina, w Rocca al Mare, znajduje się skansen będący rekonstrukcją osiemnastowiecznej wioski rybackiej. W Noc Świętojańską otworzą się przed turystami tradycyjne obchody, związane z najkrótszą nocą w roku. Nawiązują one do pogańskich korzeni Estonii, składających się na magiczny folklor kraju znad Zatoki nad przeszłością dominuje teraźniejszość. Ważnym wydarzeniem tego lata w Tallinie będzie festiwal instalacji miejskich LIFT11. Rozpocznie się on 12. czerwca i potrwa do połowy września. Festiwal ten stanowi przedsięwzięcie nie do przecenienia. Składające się na niego prace będą cieszyć oko, odzwierciedlać praktyczny zmysł zagospodarowania przestrzeni oraz skłaniać do refleksji nad kierunkami rozwoju festiwalu ujrzymy także dziesięć prac z pogranicza sztuki i architektury. Rozmieszczone w przestrzeni miasta w rozmaitych formach będą wydobywały z otoczenia szereg zupełnie nowych znaczeń oraz modyfikowały miejski krajobraz z korzyścią dla Tallina. Jego mieszkańcy będą jednocześnie prowokowani do odkrywania na nowo miejsc, które stanowią stały element ich codzienności. Trzy spośród festiwalowych projektów związane są z zagospodarowaniem wybrzeża, które mogłoby stanowić ogromny atut estońskiej stolicy W odczuciu młodych artystów nie jest ono dostatecznie LIFT11 są przykładem dążenia do nowoczesności i rozwoju. To także dowód na to, że stolica Estonii wciąż jest na początku tej drogi – a to oznacza, że jeszcze długo będzie tutaj o czym szczegółowych informacji o wydarzeniach w tegorocznej Europejskiej Stolicy Kultury znajdziecie pod tymi adresami:
Premier Morawiecki spotkał się w Gdańsku z szefem Intela. Wioletta Kakowska-Mehring. 8 września 2021 (artykuł sprzed 2 lat) Opinie (482) Najnowszy artykuł na ten temat Intel w Gdańsku stawia na rozwój. Zwiększy zatrudnienie o kolejne 2 tys. osób. 2. Prezes Intela Pat Gelsinger i premier Mateusz Morawiecki.
Tallin – gdzie jeść i pić? Najlepszy przewodnik. Gdzie jeść w Tallinie? Gdzie jeść to jedno z pierwszych i najbardziej podstawowych pytań, jakie każdy zadaje sobie przybywając do nowego, odwiedzanego po raz pierwszy miejsca. Czytaj też: Najlepsze kawiarnie w Tallinie Tallin – gdzie spać Tallin to turystyczna perełka północnej Europy Wiedzieliśmy, że czarodziejska aura tego miasta przyciąga jak magnes i uzależnia na dobre, ale wiedzieć to jedno, a doświadczyć tego na własnej skórze – to coś całkiem innego. To, co w Tallinie zaskakuje chyba najbardziej, to fakt, że rezerwacje w restauracjach trzeba robić ze sporym wyprzedzeniem, choć nie ma tu ani jednego gwiazdkowego lokalu. W niektórych udało nam się zjeść tylko dlatego, że zabukowaliśmy stolik na 6 tygodni przed wylotem, a i tak już wtedy okazało się na przykład, że niektóre terminy (piątkowe i sobotnie wieczory) są zarezerwowane na 3-4 miesiące do przodu. Warto mieć to na uwadze, planując harmonogram restauracyjnych wizyt. Grafik domknęliśmy dzięki temu, że spędziliśmy w Tallinie nieco ponad tydzień. Przy krótszych wizytach lepiej zaplanować lunche czy kolacje wcześniej – im mniej dni do wyboru, tym pole manewru skromniejsze. A po co skazywać się na jedzenie w przypadkowych miejscach, skoro Tallin ma tyle dobrego do zaoferowania? Druga rzecz, to malunki i podzięki na rachunkach. Małe, a cieszy 🙂 Dodatkowa uwaga: W prawie wszystkich restauracjach, które odwiedziliśmy, w menu bardzo czytelnie oznaczone były potrawy wegańskie oraz zawierające alergeny, w tym gluten. Poniżej lista sprawdzonych przez nas miejsc, które polecamy z czystym sumieniem: I. ViniRestoran Dominic Gdzie: Vene 10 Dominic to przede wszystkim winiarnia. I świetne miejsce dla miłośników alkoholi wszelakich. Lista win nie ma końca, a sam lokal zachęca do wejścia hasłem: The best wine list in Estonia. Coś w tym musi być. Samych porto mają tu przeszło 20 do wyboru, a poza tym calvados, pineau, pommeau, jerez, ratafia, madeira, sporo brandy i sherry… Karta dań jest dość krótka (8 starterów, 6 dań głównych, 5 deserów) i zawiera potrawy w stylu fusion, nawiązujące szczególnie do kuchni francuskiej i włoskiej (nie ma tu zbyt wielu nawiązań do estońskich smaków, nawet deska serów ogranicza się w Dominicu do Francji i Włoch). Karta win – wręcz przeciwnie, to właściwie książka! O tym, że wina są tu najważniejsze, świadczyć może też udział Francuzów w ogólnej liczbie gości – kiedy przyszliśmy na obiad, spora grupa zajmowała duży stół tuż przy wejściu. Chefem w Dominicu jest Allar Oeselg, sommelierem Imre Uussaar. Nasza wczesnopopołudniowa wizyta była spontaniczna – nie mieliśmy rezerwacji, a że dzień wcześniej przez majową śnieżycę LOT – zamiast do Tallina – dostarczył nas do Helsinek, i przepadła nam oczekiwana kolacja w Restoran MOON (na szczęście udało się to nadrobić kilka dni później), uznaliśmy, że niezależnie od zaplanowanej na wieczór kolacji trzeba jakoś zrekompensować sobie straty dnia poprzedniego i lotnicze przygody. A przede wszystkim zrelaksować się przy dobrym winie. Jedzenie w Dominicu jest proste, klasyczne, bardzo smaczne i ładnie podane. Zamówiliśmy: Maślane przegrzebki, krabowe risotto z orzeszkami piniowymi, brokuł – 18 EUR Przegrzebki idealne – miękkie, jędrne i soczyste, risotto delikatne i kremowe z lekko chrupkimi piniolami, kruchy blanszowany brokuł. Filet z kaczki, czarna porzeczka, rillettes z kaczki, migdałowy ziemniak i jarmuż – 16 EUR Delikatne mięso i kremowe rillettes, dobrze dobrane dodatki i przepyszny rozpływający się w ustach ziemniak migdałowy (to gatunek popularny w Skandynawii). Dlaczego nie mogę ich namierzyć w Warszawie, której ziemniaczane horyzonty kończą się na irdze i irysie? Do tego Aqua Panna (3 EUR), a jako aperitif Prosecco Montelvini Superiore DOCG (2 kieliszki – 10 EUR). Po nim apelacja Maury i Mas Amiel Maury Vintage (2 kieliszki – 16 EUR). Na deser porto (Maynard’s 10 Tawny – 2 kieliszki za 16 EUR) + americano (2 x 2,50 EUR). II. Rataskaevu 16 Nazwa lokalu to jednocześnie jego adres. To tutaj w połowie marca zarezerwowane były wszystkie piątkowe godziny wieczorne aż do końca czerwca. Lokal jest bardzo popularny, ponieważ serwuje proste, bardzo smaczne i ładnie podane jedzenie z dobrej jakości składników i w dobrych cenach. Sięga też do lokalnych tradycji kulinarnych, dzięki czemu można tu zjeść np. mięso z renifera czy łosia albo spróbować deski estońskich serów. Jedliśmy w Rataskaevu 16 dwukrotnie i za każdym razem mieliśmy okazję obserwować, jak od drzwi odbijają się kolejni goście, liczący na niezapowiedziane wejście z ulicy, bez rezerwacji. W ten sposób można ewentualnie próbować wbić się tu w godzinach lunchowych, ale wieczorem raczej nie ma na to szans. Koszt kolacji z butelką wina to wydatek rzędu 65-80 EUR, w zależności od ilości przystawek. Pełna recenzja Rataskaevu 16 pojawi się wkrótce, poniżej kilka z zamówionych dań: III. Vegan Restoran V Gdzie: Rataskaevu 12 (tuż przy opisanym wyżej Rataskaevu 16) Jak wskazuje nazwa, Vegan Restoran to restauracja w 100% wegańska. I to taka, która pozwala odzyskać wiarę w sens istnienia tego rodzaju lokali. Wegańskich jadłodajni nie brakuje, ale tych, które z przekonaniem i bez zgrzytu można nazwać restauracją jest niestety jak na lekarstwo. Na szczęście Vegan Restoran to kompletne przeciwieństwo ryskiej Raw Garden. Mają tu fajne, zmienne, pomysłowe menu i dania przygotowane z głową – pełne smaku, kreatywne i ładnie podane. To wszystko sprawia, że spokojnie odnajdą się tu również nie-weganie; pod warunkiem, że mają otwarte umysły i potrafią nie potępiać czegoś w czambuł tylko dlatego, że jest inne od tego, co wyznają na co dzień. Nie trzeba być weganinem, by mieć satysfakcję z lunchu czy kolacji w Vegan Restoran, a my – gdyby tylko czas na to pozwalał – przyszlibyśmy tu z przyjemnością kolejny raz. Podsumowując, dobre jedzenie w jeszcze lepszych cenach, dobre wina, jest tu nawet całkiem niezły Muscadet Sur Lie. Najbardziej smakował nam wytrawny twarożek z nerkowców wypełniający plasterki lekko marynowanych buraków – jak widać nerkowce to dobry materiał nie tylko do słodkich wegańskich serników. Rezerwacja stolika (jest ich tylko 8) na kolację w godzinach wieczornych jest niezbędna. Ceny: Buraczane ravioli z twarożkiem z nerkowców – 4,90 EUR Curry z kalafiora i ciecierzycy z ryżem basmati – 8,20 EUR Pikantne tofu z quinoa i batatem w sosie pomidorowo-kokosowym – 10,30 EUR Muscadet (butelka) – 19 EUR Butelkowana niegazowana woda mineralna 0,70 – 4,50 EUR Buraczane ravioli z twarożkiem z nerkowców Pikantne tofu z quinoa i batatem w sosie pomidorowo-kokosowym Curry z kalafiora i ciecierzycy z ryżem basmati IV. DM Baar Gdzie: Nunne 4 DM Baar to czynny do późnych godzin nocnych bar pod wezwaniem Depeche Mode. W głośnikach hity DM, na ekranie klipy DM, w karcie drinki nawiązujące do utworów DM. Jeśli jesteś fanem DM i przylecisz do Tallina – musisz tu przyjść. Ja jestem, więc musiałem 🙂 Drinki nie są może najtańsze, ale za to barman dba o to, by po zamówieniu z głośników popłynęła piosenka odpowiadająca wybranemu trunkowi 🙂 Poniżej: porto i The Perfect Kiss Poniżej: Enjoy The Silence V. Platz Gdzie: Rotermanni tee 5-7 To miejsce namierzone przez nas przypadkiem podczas spaceru po Rotermanni, interesującym szczególnie z architektonicznych względów. Powinni tu przyjść wszyscy ci, którym Tallin kojarzy się tylko – z przepiękną skądinąd – średniowieczną starówką. Wystarczyła pobieżna lektura menu wystawionego na zewnątrz, by w mig stało się jasne, że musimy tu zjeść. I zjedliśmy dwukrotnie. Oferta Platz zaskakuje ilością prostych, pełnych warzyw, naturalnie bezglutenowych i wegańskich dań. Burger z portobello zamiast bułki, ze świetnym ostrym sosem pomidorowym, makaron z cukinii, pieczone warzywa, w 100% roślinne mini naleśniki z gryki (bez mleka i jajek – smażę takie w domu), sorbet malinowy to tylko kilka przykładów. Bezglutenowe pieczywo w pakiecie, nawet jeśli się o nie nie prosi ;-). Z drugiej strony mięsa również tu nie brakuje. Do tego bardzo smaczne americano, niezły wybór win, rozległy zalany słońcem ogródek i przyjemne wnętrze. Lokal dla każdego i na każdą pogodę. Czego chcieć więcej? Ceny: Americano – 2 EUR/filiżanka Portobello burger z pikantnym sosem pomidorowym – 9,50 EUR –> mój PRZEPIS Sauvignon Blanc – 4 EUR/kieliszek Makaron z cukinii (jako danie główne) – 8,50 EUR Naleśniki gryczane z sorbetem malinowym – 4 EUR Porcja grillowanych warzyw – 3 EUR Makaron z cukinii (jako przystawka) – 3 EUR Grillowane żeberka wieprzowe + coleslaw – 11 EUR VI. Restoran Ö (fine dining) Gdzie: Mere puiestee 6E Tallin nie doczekał się jeszcze restauracji z gwiazdką Michelin, ale takie lokale jak Restoran Ö mają na to wyróżnienie szansę. Ö znaczy po szwedzku wyspa, a menu Restoran Ö nawiązuje wprost do smaków typowych dla największej estońskiej wyspy Saaremaa. Pochodzą z niej dwaj szefowie kuchni Ö – Ranno Paukson i Martin Meikas. Kolacja w Ö była dla nas bardzo pozytywnym kulinarnym doświadczeniem. Jeśli chodzi o jedzenie, wyszliśmy stąd w pełni usatysfakcjonowani, jeśli chodzi o obsługę – jest jeszcze nieco do nadrobienia, ale w gruncie rzeczy lekko spięty z początku kelner nie stanowi aż takiego problemu, szczególnie jeśli z każdym kolejnym dankiem kruszeją lody i robi się coraz sympatyczniej. To przez ten północny chłód i zakodowany dystans … 😉 Ogólnie rzecz biorąc, zdecydowanie warto tu przyjść, nie tylko dla szpanu 🙂 i rewelacyjnych lodów z chrzanu i gryki. Rezerwacja jest niezbędna. Pełna recenzja –> Restoran O, a poniżej kilka przykładowych elementów menu. Jagnięcina, korzeń pietruszki, dzikie jabłko Lody gryczane (u dołu) i chrzanowe (u góry) Chlebki gryczane wypiekane na miejscu z wyrabianym – również na miejscu – masłem w dwu smakach Ekipa restauracji – w akcji: VII. Restoran MOON Gdzie: Võrgu 3 (w bezpośrednim sąsiedztwie dystryktu Kalamaja, niedaleko wybrzeża) Moon to estońskie spojrzenie na rosyjską kuchnię w nowoczesnym wydaniu. Lokal istnieje od 2009 r. Stoi za nim grupa młodych ludzi, których zasadniczą ambicją jest tworzyć restaurację możliwie normalną – czyt.: dla każdego, z niezobowiązującą, swobodną atmosferą i smacznym jedzeniem z prostych składników, nawiązującym do najlepszych tradycji kuchni rosyjskiej (z jednej strony) i nordyckiej (z drugiej). Jak sami o sobie mówią, realizacja tak określonego celu może stanowić większe wyzwanie niż samo tylko przyrządzanie znakomitych potraw, mających wywrzeć wrażenie na gościach restauracji. MOON proponuje kuchnię prostą, uczciwą i szczerą. Mamy tu lokalne składniki, szacunek do natury, sporo wyraźnie nordyckich inspiracji, dużo ryb, sezonowe warzywa, prostotę i umiar w kompozycji dań. Jedyne, do czego można się przyczepić, to ceny win. Marże są niepoważne, ceny najtańszych butelek zaczynają się od 26-30 EUR, a wina w tej kategorii – delikatnie rzecz ujmując – nie oszałamiają. Rezerwacja jest konieczna. Pełna recenzja wkrótce, poniżej kilka przykładowych dań: Kiszone ogórki z miodem i kwaśną śmietaną Pieczona sieja ze smażoną kapustą Savoy, kremem z karczochów i buraczanym pesto VIII. Kohvik Komeet Gdzie: Estonia puiestee 9 Kohvik Komeet to bardzo sympatyczna kawiarnia i restauracja w jednym, działająca na najwyższym piętrze centrum handlowego Solaris (Solaris Keskus), z ładnym widokiem na miasto. O kawiarnianym obliczu Komeet przeczytasz we wpisie o kawiarniach w Tallinie. Można tu również zjeść coś bardziej sensownego niż ciasto. Komeet oferuje sporo prostych i bardzo smacznych danek, które zadowolą każdego, dla kogo mają znaczenie jakość i zdrowotne walory posiłków. Jest sporo potraw naturalnie bezglutenowych i wegańskich z kaszą gryczaną, komosą ryżową i warzywami w roli głównej. Obsługa jest sympatyczna, pomocna, kompetentna i wychodzi naprzeciw oczekiwaniom gości. Jedno z zamówionych przez nas dań wypadło z karty, ale wciąż było obecne w menu dostępnym online. Kelner zerknął i stwierdził, że bez problemu mogą je przygotować. Luźna atmosfera, dobre jedzenie – świetne miejsce na spontaniczny posiłek w ciągu dnia, w przerwie od zwiedzania. Rezerwacja nie jest potrzebna. Ceny: 2 x butelka wytrawnego estońskiego cydru Mull – 10 EUR Sałatka z komosy ryżowej marynowanej w oleju kokosowym, z dynią piżmową, szpinakiem, czosnkiem i kolendrą. Do tego awokado, kiełki, prażone nerkowce i dressing z tahini – 11,50 EUR Śledzie zapiekane z warzywami – 10,50 EUR Chemex (0,5 litra) – 6 EUR IX. DEPOO TURG Gdzie: Telliskivi 62 Depoo Turg przy odrobinie optymizmu można porównać do stołecznej Burakowskiej, choć Burakowska na tle Depoo wypada dość blado, smutno i drętwo. Depoo to poprzemysłowy teren zabudowany zespołem industrialnych hal, rewitalizowanych i oddanych do powszechnego użytku w 2016 r. Odbywa się tu targ spożywczy, ale Depoo to także liczne sklepy z antykami, galerie, kawiarnie, bary, restauracje, czynne mniej lub bardziej okazjonalnie foodtrucki i inne atrakcje. Można tu sympatycznie spędzić cały dzień, nie nudząc się ani chwili. O działających na terenie Depoo Rude Rats i Renard Coffee Shop / Renard Speed Shop przeczytasz więcej w poprzednim wpisie nt. Tallina. X. Arizona Saloon Gdzie: Viru, Stare Miasto To jeden z tych barów, do których wchodzi się nie wiadomo czemu 😉 Majówka w Tallinie była mroźna, w nocy temperatura spadała nawet do zera, a nam – choć było już po 23, nie chciało się jeszcze wracać do hotelu. Przez okno na ekranie podwieszonego w Arizonie telewizora zobaczyliśmy transmisję finałowego meczu World Snooker Championship (Mark Selby vs. John Higgins), uznaliśmy więc, że nie zaszkodzi wejść i trochę się pogapić. W hotelu to nie to samo. Ekipa baru sprawiała dość podejrzane wrażenie. My – sądząc po ukradkowych spojrzeniach z ich strony – wydawaliśmy się im podejrzani jeszcze bardziej. Co dobrego można myśleć o zbłąkanych stworach, które w środku nocy wpadają na oglądanie snookera i zasypiają jak dzieci w miękkich, ultra wygodnych fotelach po kilku łykach porto? 😉 Dwa kieliszki jedynego dostępnego tu Calem Ruby – 10 EUR. cdn.
Maksymalna temperatura w Tallinie wynosi średnio 50°F w ciągu roku (od 31°F w styczniu do 72°F w lipcu). Opady deszczu wynoszą 45.9in przez cały rok, najmniej 2.5in w kwietniu i najwięcej 5.5in w sierpniu. Od styczeń do kwiecień klimat jest bardzo niekorzystny. Termometr podnosi się do 47°F°C a deszcze pada 2.5in co miesiąc.
Chociaż od tygodnia delektujemy się oscypkiem, moskolami i zupą borowikową pod Tatrami, spacerujemy dolinami, bawimy się w przedszkole, a nawet spotykamy dawno nie widzianych znajomych, będzie o propozycji na weekend. Taki całkiem zwykły piątek – niedziela. Bo blisko i wystarczy. Co powiecie na…Tallin? Miejsce na weekend idealne: lecimy raz dwa z Lotniska Chopina, a w niewielkim Tallinie (ok. 400 tys.) z lotniska do centrum taksówką przemieszczamy się w kilkanaście minut. Podróż szybka, a wrażenia magiczne… spacer po średniowiecznej starówce przenosi w czasie, a w październiku nawet nieustannie siąpiący deszcz wpisuje się w tajemniczy, melancholijny klimat Tallina. Stare Miasto i gotycki ratusz za dnia… …i nocą Jeśli jednak nie chcecie się trochę zdziwić pogodą jak my (zimno, wiatr, deszcz), sprawdźcie prognozę jeszcze przed zakupem biletów. My oczywiście zakupiliśmy bilety na tzw. łapu capu, gdy była okazja i choć u nas była złota polska jesień, w Tallinie większość tubylców przemykała zgarbiona w puchówkach, chroniąc się przed deszczem. Ale zarówno my, jak i maluch daliśmy radę i pomimo deszczowych spacerów wróciliśmy do Warszawy bez chorób, gotowi na listopadową Tajlandię 😉 Ale wracając do Tallina… mury Starego Miasta W Tallinie zwiedzać warto zwłaszcza Stare Miasto – brukowane uliczki, stare mury, klimatyczne podwórka, gotyckie kościoły (choć z uwagi na mniejszość rosyjską, nie zabraknie również prawosławnej cerkwi), wiekowe kamienice (np. Trzy Siostry). Gdy wyjdziemy poza Stare Miasto, mamy port i okolicę oraz dużo ceglanych, postindustrialnych zabudowań… znajdziemy nawet centrum handlowe w tym stylu – takiego Stradivariusa jak jestem jego fanką od lat minimum 6, jeszcze nie widziałam 🙂 klimat iście powieściowy – na tyłach centrum handlowego w drodze ze Starego Miasta do naszego lokum Kolejna zaleta Tallina to ceny, całkiem przyjazne dla polskiej kieszeni. Poczynając do noclegu przez jedzenie i inne niezbędne zakupy. Na nocleg my wybraliśmy Estinn Apartment. Odległość od Starego Miasta: 5-10 minut spacerkiem. Warunki: całkiem przestronna kawalerka w nowym apartamentowcu z balkonem, kuchnią, bardzo przyzwoitą łazienką i łóżeczkiem dla małego. Cena: około 180 zł za apartament za dobę. Dla nas dodatkową zaletą była bliskość Vapiano – każdy rodzic niejadka wie, że w razie czego dobrze mieć pod ręką znane podniebieniu, makarony dla malucha :). Przechodząc od Vapiano do jedzenia.. co tam jeść w tym Tallinie? Zaczęliśmy na Starówce od restauracji oferującej kuchnię estońską, Olde Hansa ( klimatycznie przed Olde Hansa Klimat średniowieczny jest, świece są, folklor i pięknie ubrane kelnerki też, ale jedzenie ciężkie i podane jak w średniowieczu chyba – nawrzucane na talerz mięso, jakieś kasze, jakieś warzywa, jakiś pasztecik. Najlepsze było piwko – np. z cynamonem i na piwko w średniowiecznym klimacie wybrać się tam warto. By jeść, niekoniecznie Więc szukamy dalej…z pomocą Trip Advisora trafiliśmy do Von Krahli Aed, również na Starówce, gdzieś w bocznej uliczce. Wnętrze z dawnych lat, trochę jak u babci, trochę jak w herbaciarni, małe stoliki i malutkie lampki… Chociaż jesteśmy tam w porze lunchu, na dworze ponuro i deszczowo, więc ten mały stoliczek idealnie pasuje do klimatu melancholii. Co tu dużo mówić, miejsce bardziej odpowiednie na romantyczną kolację niż na bieganie za maluchem, ale cóż 🙂 uciekając przed mżawką Menu wybieramy mocno rybne: zupę rybną – zaskakującą w formie: jakby nasz rosół, a w nim pływa gotowany łosoś, ale bardzo smaczną. zupa rybna rybne przystawki Pyszna była też ryba i makaron z łososiem i papryką – niby tak zwykły, ale świetny. A na koniec desery – Łukasz oszalał dla mrożonego sernika, czyli hybrydy lodów i ciasta. I wierzcie, to musiało być coś, bo zwykle to ja tracę głowę dla deserów! czekoladowo sernikowo Miejsce rzuca na kolana i to za bardzo rozsądną cenę. Nie wypada zatem tam nie zajrzeć. Na kolana rzuca również Neh na Lootsi 4, chociaż cenowo już za znacznie wyższą cenę. Restauracja znajduje się w wolno stojącym, ceglanym budyneczku w dość specyficznym otoczeniu – trochę przemysłowym, trochę mieszkalnym, na przeciw stacji benzynowej, ale jak już wchodzisz, kulinarne niebo gwarantowane. Wnętrze przyjemne, również rekomendowane na romantyczną kolację 🙂 Neh Maluch średnio wpisywał się w klimat – pobiegać ewidentnie nie ma gdzie, a jego najbardziej ciągnęło do kuchni, gdzie przeszkadzał noszącym dania kelnerom. Co więcej, pierwszy raz podczas naszej 1,5 rocznej kariery, inni gości obrazili się, że przyszliśmy z dzieckiem do restauracji i zrezygnowali z deseru, bo Maks przebiegł koło ich stolika! Ale my byliśmy twardzi (dyskryminacji z uwagi na wiek mówimy nie!)- nie wyszliśmy, zjedliśmy wielodaniowe menu (obżartuchy!), wyprowadzając Maksa na spacerki w przerwie między daniami – czego człowiek nie zrobi dla kulinarnych rozkoszy? 😉 A rozkosze są. Kuchnia w Neh to kuchnia wysp nordyckich – zwłaszcza Muhu, Gotlandii, Bornholmu, Olandii, Wysp Alandzkich, Saaremy i Hiiumy. Neh deklaruje powrót do korzeni i kuchnię sezonową – tak czy inaczej, jedzenie jest boskie. I co więcej, bosko podane. Na zachętę kilka dań… na początek warzywne chipsy tomato splash, czyli pomidorowy napój z oliwą i kozim serem, podawany na zimno rybka sorbet poprzedzający przejście od ryb do mięsa deserowo – lody o smaku siana z posypką z suszonych malin niebo w gębie, choć nie pytajcie, co to było dokładnie;) Smakowało wybornie, a jak pokazują zdjęcia sposób podania też niczego sobie. Zatem na romantyczną kolację w Tallinie jak znalazł. Nie ukrywam, że aż mi zaczęło burczeć w brzuchu od tych zdjęć: dziś, teraz, o Zatem Tallin weekendowo czeka. A dla tych, co bez potomstwa, imprezowo podobno również stoi całkiem nieźle. Nam wystarczyły romantyczne, wieczorne spacery 😉 W takiej scenerii.. czego chcieć więcej? wieczorową porą Pamiętajcie tylko o sprawdzeniu prognozy pogody :)!
To najstarsza kawiarnia w Tallinie. W niezmienionych od ponad 100 lat stylowych wnętrzach znajduje się także niewielkie muzeum, gdzie prezentowanych jest ponad 200 marcepanowych figur wytwarzanych przy pomocy tradycyjnych form. Maiasmokk to po estońsku łasuch, nie wypada więc odmówić sobie jakiegoś marcepanowego smakołyku!
26 lipca 2013, piątek W Warszawie i przez połowę drogi upał ponad 30 st., potem pochmurno i 21 st. Całe przedpołudnie pakujemy się, M. załatwia jeszcze lekarza medycyny pracy, a R. szczepi Sebusia i siebie „na kleszcze” i powolutku szykujemy się do drogi. Warszawa – Giby, 13:40–18:30, 280 km Droga nas nie rozpieszcza, bo są spore korki, zwłaszcza przez Marki i potem ruch wahadłowy i remont przed Łomżą. Chłopcy na szczęście tę część trasy przesypiają. My jednak chętnie zatrzymujemy się, żeby chociaż trochę „pozwiedzać”… taką już mamy słabość. Tuż za Łomżą, w miejscowości Piątnica-Poduchowna nie bez trudu znajdujemy pozostałości dawnych rosyjskich fortów. Tereny piątnickich fortów to dobre miejsce na popas z dziećmi, można pobiegać pomiędzy tajemniczymi, regularnymi wzgórzami, częściowo obudowanymi betonem, kryjącymi labirynt tajemniczych podziemnych korytarzy. Na nieszczęście dla Sebusia tutejsze zarośla obfitują we właśnie rozpoczynającą sezon pylenia bylicę. Bojąc się, żeby „armatnie salwy” kichania S. nie obudziły jakiegoś strażnika, robimy mały piknik w cieniku na uboczu. Pozostałości rosyjskiej twierdzy (XIX), Piątnica-Poduchowna. Jak w górach. Przygoda na całego. Tymo, łap!. Posileni i wypoczęci ruszamy w ostatnią część drogi, która już teraz mija gładko i sprawnie dojeżdżamy do naszego celu – ośrodka wypoczynkowego w Gibach. Miejsce to co prawda lata swojej świetności ma już za sobą, ale dla nas głównym jego atutem jest cisza i przyjemne położenie. Za 170 zł dostajemy pięcioosobowy domek z łazienką, to dobra alternatywa dla ciasnego pokoju w przydrożnym hotelu. A dodatkowo możemy zrobić sobie spacerek do pobliskiego jeziora (plaża na terenie ośrodka, ale trzeba przejść kilkaset metrów) i zamoczyć nogi w wodzie w promieniach zachodzącego słońca… Dopełnieniem miłego wieczoru jest smaczna kolacja w ośrodkowym barze. Kiełbasę oraz pierogi ruskie i z serem sprzątamy szybko, a chłopcy twierdzą, że to „najlepsza kolacja, jaką kiedykolwiek jedli”. Dotarliśmy na nocleg. Giby. Tam widać Jezioro Gieret!. Wejść, czy nie wejść. Może złowimy rybę na kolację. 27 lipca 2013, sobota Rano chłodno, ale słoneczko szybko powoduje, że mamy bardzo miły dzień, ok. 25 st. Poranny chłód nie zachęca do wczesnego wstawania, ale jakoś zmuszamy się do szybkiego zgarnięcia bambetli i ruszenia w długą. Giby – Padise 6:40 – 18:40 (naszego czasu), ponad 700 km, przejazd przez cztery kraje! O dzisiejszej drodze można powiedzieć głównie to, że jest dość monotonna i nużąca. Praktycznie cała trasa to normalna jednopasmówka. Pomimo braku odcinków ekspresowych czy autostrad jedzie się jednak sprawnie, bo praktycznie nie przejeżdża się przez miejscowości. Sunąc równo 90-100 km/h można całkiem sprawnie pokonać trasę (średnia ok. 85km/h), a do tego nie spalić zbyt wiele paliwa (nawet z „trumną” na dachu, jak w naszym przypadku). Zatrzymujemy się na śniadanie w McD w Kownie, potem na stacji za Poniewieżą i w lesie na końcowym odcinku obwodnicy Rygi. Im dalej na północ, tym mniej spotykamy sensownych miejsc na postój czy posiłek. W Estonii jedziemy wciąż przez niekończące się lasy i restauracja okazuje się niespotykanym rarytasem. W końcu niechętnie (marzyła nam się jakaś knajpka z domowym jedzeniem) lądujemy na obiedzie w… McD na obrzeżach Parnu. Na Łotwie bardzo podobał nam się odcinek drogi wzdłuż wybrzeża z postojami przy samej plaży, niestety akurat ten odcinek chłopcy przespali i nie mogliśmy z tych miejsc skorzystać. Może uda się w drodze powrotnej. Estonia natomiast zaskoczyła nas niesamowitą „odludnością”, jechaliśmy praktycznie tylko przez lasy, nawet chłopcy stwierdzili, że ludzi tutaj widuje się tylko w samochodach (a i to rzadko…), bo poza tym ich nie widać. Niektórym mogłoby to nie odpowiadać, ale my właśnie takiego spokoju szukamy! Nasza meta to ośrodek Kallaste Talu, położony ok. 1 km od Padise. Bardzo przyjemny teren nad rzeczką w lesie, ośrodek w rustykalnym klimacie, widać, że stale się rozwija, ale… Nasz domek za ok. 400 Euro na tydzień trochę nas rozczarowuje – jest mały, prowizoryczny i brak w nim praktycznie zupełnie jakichkolwiek mebli. To chyba świadectwo pragnienia Estończyków autentycznego kontaktu z naturą. Na szczęście zaprawiona w organizacji M. świetnie aranżuje nam przestrzeń i w efekcie mamy całkiem przytulne gniazdko, a pewne niedoskonałości rekompensuje przemiłe leśne otoczenie. Chłopcy dokazują na terenie, a wieczorkiem inaugurujemy tarasik z herbatką, drinkiem, zdjęciami i zapiskami… Zmęczeni, ale szczęśliwi, że bezpiecznie pokonaliśmy Via Balticę! Jedziemy. Postój na Litwie (Kowno). Postój na Łotwie. No i jesteśmy na miejscu!. 28 lipca 2013, niedziela W nocy temperatura spadła aż do 10 stopni, za to rano słońce błyskawicznie zrobiło swoje – na śniadaniu na dworze było już gorąco, potem cały dzień piękny, 25 stopni Po wczorajszym zmęczeniu chcemy wybrać wycieczkę niezbyt wymagającą, z niewielkim dystansem do pokonania. Wybór pada na położony niedaleko Tallina skansen Rocca al Mare. Jest to idealne miejsce do rozpoczęcia przygody z Estonią dla wszystkich tych, którzy mogą pozwolić sobie na jeden luźniejszy dzień podczas swojego wyjazdu. Na sporym zalesionym terenie rozmieszczono ponad siedemdziesiąt drewnianych budynków charakterystycznych dla różnych rejonów Estonii. Obejrzeliśmy już wiele skansenów i zawsze uważaliśmy, że to dobry pomysł na wycieczkę z dziećmi. Ten jednak wyróżniał się przepięknym położeniem nad brzegiem morza – widoki drewnianych szop z błękitem morza w tle szczególnie zapadały w pamięć. Dla chłopców wypożyczyliśmy przy wejściu drewniany wózek, co było dla nich wielką atrakcją (no, może nie wózek sam w sobie, ale ewolucje, które na nim urządzali), a nam ułatwiło pokonanie dużego dystansu. Oglądaliśmy spichlerze, obory, szopy, malownicze wiatraki, XVII-wieczny kościółek, doszukując się różnic pomiędzy tradycyjnym budownictwem na ziemiach estońskich i polskich. Naszą szczególną uwagę zwróciły … płotki – inne niż u nas: albo układane z kamieni, albo z patyków umocowanych sosnowymi gałązkami. Doskonałą rozrywką dla wszystkich podczas spaceru było huśtanie się na tradycyjnej drewnianej huśtawce (mogącej na swej sporej konstrukcji pomieścić nawet 6 dorosłych osób huśtających się … na stojaka). Ukoronowaniem wycieczki był obiad w skansenowej karczmie, gdzie mieliśmy możliwość spróbowania tradycyjnych estońskich przysmaków, ubitych ziemniaków z okrasą, podawanych ze śmietaną i ogórkami małosolnymi. Ceny jak u nas. Chłopcy – poza drobnymi wyjątkami (potwierdzającymi jednak regułę:)) – byli świetnymi kompanami. Aż się buzia uśmiechała od słuchania ich rozmów. Wczoraj Sebuś opowiadał o brązowym zachodzie słońca na działce, dziś rozprawiał o tym, że w przyszłości nie zakocha się w żadnej dziewczynie i ożeni się z … Tymem:) Ciągle przynosił nam różne roślinki, które znajdował dookoła – np. ostatnio przyniósł „koperniczek”, czyli roślinę podobną do koperku. Skansen Rocca al Mare. Chłopcy wsiedli do swego pojazdu. Tymuś koniem pociągowym. Garderoba… Skansen Rocca al Mare. Wnętrza… Przy pracy… Spichlerz. A tak działały żarna. Wiatrak jaki jest, każdy widzi. Można siedzieć, ale można też leżeć. Kościółek z XVII w. Kościółek z XVII w. Pierwsze spojrzenie na morze. Takiego wybrzeża u nas nie ma… Wiatraczek. Huśtawa… nawet na 6 osób!. Wio, Tymusiu!. I kolejne spojrzenie na morze. Szopy na siano. A takie głazy to tutaj codzienny widok. Zagroda z wyspy Muhu. Urocze płotki. Na koniec trzeba się posilić. Wybieramy, co by tu zjeść. A czekając, można się pobawić. Mniam!. Po naszym powrocie S. dosypia w domu, a M. z Tymem eksplorują okolicę ośrodka w poszukiwaniu odpowiedniego miejsca na kąpiel. Niestety, rzeczka przepływająca obok jest mocno niewyględna, więc decydujemy się po obudzeniu się S. podjechać nad morze. Popołudnie spędzamy nad brzegiem Bałtyku niedaleko miejscowości Paldiski. Jest niezwykle malowniczo – przybrzeżne wody są dosłownie usiane głazami, więc nadmorski pejzaż jest bardzo urozmaicony. Trzeba jednak do tej idylli dodać łyżkę dziegciu – woda nie sprawia wrażenia czystej, przede wszystkim za sprawą glonów i wodorostów wszelakiej maści. W dodatku na wyciągnięcie ręki widać port. Widok kąpiących się miejscowych sprawia jednak, że i my wchodzimy do wody. Jest tak ciepła, że aż trudno nam uwierzyć, że jesteśmy nad Bałtykiem, tym bardziej, że wody są spokojne, a brak fal przywodzi na myśl jezioro. Bałtyk k. miejscowości Paldiski. Inna ta plaża, ale muszelki takie same… Plaża w okolicy Paldisek. Rzut oka na port w Paldiskach. Niech każdy znajdzie jakiś głaz… Rozkręcamy imprezę. Jestem królem Bałtyku!. Czasem warto spojrzeć pod nogi. Po kąpieli chłopcy wieczorem bez problemu pałaszują kolację, a my zastanawiamy się nad planem na następny dzień. Jesteśmy już dużo bardziej wypoczęci, więc decydujemy się na Tallin. 29 lipca 2013, poniedziałek Prawdziwy upał, do 30 st. C, duszno, ale też trochę chmurek Tallinn – spacer po Starym Mieście Tallińska starówka jest jednym z najciekawszych średniowiecznych zespołów miejskich w Europie, jej walory turystyczne doceniono przez umieszczenie na liście UNESCO. Parkujemy w pobliżu Placu Wolności i ruszamy w kierunku Placu Ratuszowego, po drodze „zaliczając” krótką wspinaczkę na skraj Górnego Miasta, by obejrzeć Kiek in de Kök – ogromną XV-wieczną basztę, której mury mają aż 4 metry grubości! Jej nazwa pochodzi od tego, że z jej okien wartownicy mogli zajrzeć do niejednej mieszczańskiej kuchni. Ulicą Harju docieramy na zalany słońcem i tłumem ludzi Plac Ratuszowy (po drodze po lewej widzimy zbór św. Mikołaja, gotycki kościół z XIII-XV w., odbudowany ze zniszczeń z II Wojny Światowej, służący obecnie jako muzeum sztuki religijnej). Po krótkim postoju („lizakowym”) pod charakterystycznym średniowiecznym ratuszem z początku XV w. (z obowiązkowym spojrzeniem na Starego Thomasa – prawie 500-letni wiatrowskaz i „smokowe” gargulce) ruszamy dalej. Za namową chłopców wchodzimy na udostępniony do zwiedzania fragment murów obronnych z trzema basztami przy ulicy Gümnaasiumi. Następnie ulicą Lai idziemy w kierunku kościoła św. Olafa. Był on niegdyś najwyższym budynkiem świata, a jego wieża sięgała 145 m (odbudowana po pożarze mierzy obecnie 123 m). I tę wieżę właśnie mamy dzisiaj „na celowniku”. O dziwo obaj chłopcy bez problemu wchodzą po prawie 270 stopniach na położony na wysokości 60 m taras widokowy. Z tej wysokości świetnie widać nie tylko Stare Miasto i górujące nad nim wzgórze Toompea, lecz także cały Tallin i fragment Zatoki Fińskiej. Zmęczeni tym wyczynem szukamy miejsca na obiad. Trafiamy do restauracji położonej w zacisznej bramie ulicy Lai vis a vis ul. Vaimu. Jemy kluchy z kurczakiem, pyszną zupę-krem z warzyw i regionalne danie – jajko sadzone z boczkiem i ziemniakami (tym razem w mundurkach), które towarzyszą tutaj w różnych odsłonach prawie każdej potrawie. W ogóle potrawy w Estonii są raczej „ciężkie”, odpowiednie do surowego klimatu i ciężkiej fizycznej pracy, nie narzekamy jednak na ich walory smakowe. Dodatkową atrakcję funduje nam jakiś pijany młody Estończyk, który nago biega po okolicy naszej restauracji, a potem wybiega na główną ulicę… Cóż, w europejskich stolicach to się zdarza – ostatnio w Budapeszcie spotkaliśmy dziewczynę kąpiącą się nago w fontannie – co ten alkohol robi z ludźmi:)! Mieliśmy w planie jeszcze wizytę w Górnym Mieście, ale Sebuś jest już porządnie zmęczony po ponad trzech godzinach spacerku, więc kierujemy się z powrotem na nasz parking. Wracamy ulicą Pikk, oglądając (podobnie jak przy ul. Lai) wiele oryginalnych domów hanzeatyckich kupców. Na deser podziwiamy najstarszy oryginalnie zachowany budynek w mieście – zbudowany na początku XIV w. kościół Świętego Ducha, ozdobiony pięknym biało-złotym zegarem. Tallin nie zachwyca może jakimś jednym konkretnym zabytkiem, ale ogólnie całym zachowanym, naprawdę „klimatycznym” zespołem budynków z zachowanymi dużymi fragmentami obwarowań miejskich. Około 20 zachowanych baszt i mury są wyjątkowe, bo zbudowane nie z cegieł, ale z szarych kamieni, które w połączeniu z czerwienią dachówek na basztach i otaczających domach tworzą naprawdę malowniczy i zapadający w pamięć widok. Tallin, Baszta Kiek in de Kok, XV w. Obwarowaia miejskie, w tle wieża zboru św. Mikołaja. Zbór św. Mikołaja, XIII-XV w. Aniołki na gołąbkach. Plac Ratuszowy. Ratusz, początek XV w. Vana Toomas. Mury miejskie. Na murach. Widok z baszty Sauna torn. Baszta Sauna torn. Ulicą Lai do kościoła św. Olafa. Wieża kościoła św. Olafa, 123m, XIII w., przeb. XIX w. Wejście na wieżę – test na rozmiar wchodzącego – chłopcy zdali!. Prawie 270 stopni później, na wieży. Widoki z wieży – Stare Miasto i wzgóze Toompea. Port w Tallinie. Wzgórze Toompea – Górne Miasto. Pora schodzić. Nóżki małe, ale do schodzenia doskoałe. Czasem trzeba odpocząć, zwłaszcza na specjalnych stołeczkach. Pamiątka z Tallinna. Jak za czasów Hanzy. Domy hanzeatyckich kupców na ulicy Pikk. Kościół Świętego Ducha, początek XIV w. Wracamy przez plac Ratuszowy. Ostatnie spojrzenie na Ratusz. Tętniący życiem Plac Vana Turg obok Ratusza. Kamienice przy Vana Turg. Po powrocie Sebuś dosypia, R. zapisuje trasę, a M. z Tymusiem dzielnie myją nasz zakurzony przez jazdę po drodze dojazdowej do naszego ośrodka samochód. Wieczorem robimy jeszcze przejażdżkę na plażę nad zatoką Lahepera w Laulasmaa. Tym razem trafiamy na nieźle (jak na estońskie warunki) zagospodarowaną plażę przy ośrodku wypoczynkowym. Na plaży piasek i drobne kamyki, prawie bez wodorostów, a w wodzie malownicze kamienie i głazy. Warunki do kąpieli z dziećmi wymarzone – jak w Balatonie – płycizna z cieplutką wodą ciągnie się ponad sto metrów od brzegu! A to wszystko około 20:00 tutejszego czasu przy temperaturze 26oC! Na koniec podjeżdżamy jeszcze do odległego o zaledwie 5 km Keila-Joa, żeby obejrzeć piękny wodospad położony w pobliżu niewielkiego neogotyckiego dworku otoczonego parkiem. Po estońskim wodospadzie położonym zaledwie kilka km od morza nie spodziewamy się niczego wielkiego. Tymczasem naszym oczom ukazuje się naprawdę imponująca, szeroka na kilkanaście i wysoka na 6 metrów kaskada spadająca z płasko ułożonych płyt skalnych sprawiających wrażenie, jak by były zrobione z betonu. Widać, że infrastruktura turystyczna powoli się rozwija, jest plan ścieżki turystycznej, obecnie budowane są ładne mostki powyżej wodospadu, a dworek, jeszcze niedawno opisywany w przewodniku jako opustoszały, jest już odnowiony. Sebuś co chwilę wymyśla arcyśmieszne powiedzonka i nazwy, np.: „płaszczotka-pluszczotka” to jego stara grzechotka, a gdy napastują go owady, których bardzo się boi, woła, żeby odgonić „gryzionki” albo „bzyczonki”. Klimatyczny sklep nieopodal naszego lokum. Na plaży w Laulasmaa. Na plaży w Laulasmaa. Na plaży w Laulasmaa. Wodospad w Keila-Joa. Wodospad w Keila-Joa. 30 lipca 2013, wtorek W naszej okolicy ok. 20 st. C i przelotny (a po południu nawet ciągły) deszcz; w okolicy Parku Lahemaa nadal pięknie, ponad 25 stopni, tylko chwilami wietrznie; wieczorem ciągły deszcz Dość długi dojazd samochodem (niemal 2 godziny i ok. 140 km w jedną stronę) do Parku Narodowego Lahemaa zostaje zrekompensowany przez bardzo urozmaiconą i niezwykle malowniczą wycieczkę. Pierwszym punktem programu jest zespół parkowo-pałacowy w Palmse. Ta niewielka miejscowość jest siedzibą Parku Narodowego Lahemaa. Spędzamy tu dobrą godzinkę (a można by znacznie więcej), zwiedzając wnętrza XVIII-wiecznego dworku szlacheckiego (zadziwia nas obecność instrumentów muzycznych niemal w każdym pomieszczeniu! Estończycy to niezwykle muzykalny naród), ładny park w stylu francuskim i niewielką wystawę dawnych pojazdów (z ciekawym eksponatem: rowerem-drezyną). Wizyta w Palmse pozwala wyobrazić sobie, jak wyglądało życie bogatych rodów szlacheckich na tych ziemiach – odtworzono nie tylko dwór i jego wnętrza, lecz także cały zespół zabudowań ze spichlerzem, destylarnią i budynkami gospodarczymi. Wycieczka jest ciekawa również dla chłopców – podoba im się duża pozytywka, umieszczona w szafie (i uruchamiana przez obsługę dla zwiedzających), manekiny bez głowy (o, tu są głowy! – wołają chłopcy, widząc wystawę nakryć głowy w garderobie), bieganie po ogrodowych alejkach i stylowa huśtawka. Arystokratyczna reyzdencja w Palmse (XVIII). Wchodzimy do pałacu w Palmse. Oglądamy pałacowe wnętrza. Sebuś zadziwiony słucha pozytywki. O, są ludzie bez głowy!. A tu są ich głowy! (garderoba). Pałacowa kuchnia. Pałac w Palmse. Tu można biegać!. Park okalający pałac. Romantyczna altanka musi być!. Budynek dawnej łaźni (obecnie restauracja). Dawny spichlerz. …mieści kolekcję starych pojazdów. Na deser huśtamy się. Z Palmse udajemy się prosto do dawnej rybackiej miejscowości Altja (po drodze zatrzymujemy się tylko na chwilę, by rzucić okiem na rokokowy dwór szlachecki [XVIII] w Sagadi)– w czasach radzieckich całą wieś wyludniła się z powodu braku dostępu do morza (dla Estończyków), za to zachowało się kilka drewnianych, krytych strzechą chałup rybackich. W jednym ze starych budynków urządzono gospodę – nie omieszkujemy zatrzymać się w niej na smaczny obiad – tradycyjne wnętrze, przyozdobione sieciami rybackimi, tworzy wyjątkowy klimat. Chłopaki nie doceniają pewnie całego otoczenia, ale za to zajmują się świetnie wtykaniem wykałaczek w koła swoich samochodzików-zabawek, łobuzując przy tym (aż za) wesoło. Rokokowy (XVIII) dwór w Sagadi. Stara chałupa w rybackiej wsi Altja. Mieści się tu stylowa gospoda. Wnętrze pokazuje tradycję rybołóstwa. Domowe masło i tradycyjne estońskie danie – mniam!. Dawne rybackie domy w Altja. Dawne rybackie domy w Altja. Po obiedzie jedziemy do słynącego z piaszczystej plaży Võsu. Godzina nad morzem okazuje się największą atrakcją dla chłopców – ciepła (o dziwo cieplejsza niż w Balatonie!) woda i długa przybrzeżna płycizna stwarzają doskonałe warunki do wodnych szaleństw. R. z chłopakami budują imponujący zamek, przypominający kapadockie budowle, Sebuś cieszy się „klejącą masą” i bieganiem do „innego morza” (na głębszą wodę) po piasek, a Tymo udaje rekina i pływając brzuchem po piasku, sieje postrach wśród morskich stworzeń. M. nie może oderwać się od aparatu – tutejsze widoki naprawdę cieszą oko, a przy tym dla nas, przyzwyczajonych do polskich plaż, są niezwykle interesujące. Bałtyk w tych okolicach przypomina raczej jezioro, brzegi są porośnięte szuwarami, nie ma fal, dno opada bardzo łagodnie. Plaża w Vösu. Plaża w Vösu. To nie jezioro, to Bałtyk!. Chłopcy w Vösu mają raj!. Morze płytsze niż Balaton. W Estonii jest fajnie!. Po kąpieli chłopaki w samochodzie zasypiają niemal natychmiast, więc my decydujemy się wydłużyć drogę powrotną o objechanie półwyspu Pärispea. Po drodze nie możemy oderwać oczu od malowniczych widoków. Szczególnie zapada nam w pamięć usiane głazami wybrzeże w okolicy Turbuneeme, ale w ogóle wszędzie jest pięknie – aż chciałoby się wziąć rower i pojechać przed siebie. Usiany głazami Bałtyk w okolicy Turbuneeme. Usiany głazami Bałtyk w okolicy Turbuneeme. Po opuszczeniu Parku Narodowego Lahemaa niemal od razu psuje się pogoda. Pada aż do wieczora. Przyjeżdżamy do domku, zjadamy kolację. Wieczorem udajemy się jeszcze na deszczowy (ale jakże miły) spacer po naszym Kallaste Talu w poszukiwaniu zasięgu sieci internetowej. Wreszcie w pobliżu głównego budynku udaje nam się sprawdzić maile i pogodę na najbliższe dni. Wieczór – jak zwykle – spędzamy z „Miolastanem” (…procentowym:)) na tarasie, słuchając szumu targanych wiatrem drzew. 31 lipca 2013, środa Częściowe zachmurzenie i przelotne opady Po wczorajszej długiej wycieczce dzisiaj wybieramy coś krótszego: decydujemy się dokładniej zeksplorować atrakcje turystyczne w okolicy Tallina. Po uwinięciu się ze śniadaniem, pakowaniem itp. (co w rodzinnym składzie nie zawsze jest łatwe, tym bardziej, że wspólne wakacje to często u nas okres wzmożonych oddziaływań … hmmm … wychowawczych – niezbyt przyjemnych, ale jakże potrzebnych…) wsiadamy do samochodu i podjeżdżamy pod budynek KUMU – estońskiego muzeum sztuki współczesnej. Nowoczesna architektura sprawia, że jest na czym zaczepić oko. Następnie chłopcy dosiadają swoich dwukołowców i udajemy się na spacer po Parku Kadriorg, zagospodarowanego w XVIII w. na rozkaz Piotra Wielkiego. To bardzo dobry spacer dla wszystkich, którzy po wielkomiejskich atrakcjach (jakich pełno w Tallinie) chcą odpocząć wśród zieleni. Po drodze oglądamy niespełna 100-letni gmach pałacu prezydenckiego – obecnej siedziby prezydenta Estonii, zwracając uwagę na oryginalne stroje wartowników. Potem chłopaki szaleją chwilę po parku, objeżdżają fontannę dookoła, znajdują różne „skarby” (w postaci kamieni i kasztanów), a wreszcie dostrzegają spory teren atrakcyjnego placu zabaw, gdzie wsiąkają na dłużej. KUMU – Estońskie Muzeum Sztuki Współczesnej. Tallin, pałac prezydencki, XX w. Estoński wartownik. Wykorzystując chwilę spokoju, M. idzie z aparatem pod Letni Pałac Kadriorg, otoczony pięknie utrzymanym ogrodem w stylu francuskim. Utrwala na zdjęciach piękne kolory tej XVIII-wiecznej budowli (nazwanej na cześć żony Piotra Wielkiego, przyszłej carycy Katarzyny I) po czym wraca do chłopaków. Tu też znajduje się coś interesującego. Plac zabaw został urządzony nieopodal dawnego budynku Pawilonu Dziecięcego (30. XX) przywodzącego na myśl dawną architekturę uzdrowiskową. Przed budynkiem znajduje się ogromny głaz narzutowy i – co skrzętnie wykorzystują chłopcy – kolorowe podwieszane hamaki, w których dzieciarnia może huśtać się do woli. Pałac Kadriorg, XVIII w. Pałac Kadriorg, XVIII w. Pawilon Dziecięcy, XX w. Tu wszystko jest dla dzieci. Plac zabaw w miejscu dawnego basenu. Do odwrotu z tego sympatycznego miejsca skłania nas kropiący deszcz. Przyjmujemy azymut samochód i jedziemy w poszukiwaniu miejsca, w którym można by coś zjeść. Jedziemy w kierunku tallińskiej wieży telewizyjnej, mając na uwadze, że w razie czego restaurację można znaleźć na szczycie tej poradzieckiej „perełki”. Przejeżdżamy przez dzielnicę Pirita z portem jachtowym i ogrodem botanicznym. R. wyskakuje na chwilę przed ruinami XV-wiecznego klasztoru Św. Brygidy, gdzie cyka kilka zdjęć. Ruiny klasztoru św. Brygidy, XV w. Ruiny klasztoru św. Brygidy, XV w. Restauracji po drodze nie wypatrujemy, więc decydujemy się przyjąć Plan B i wjechać po obiad na 22. piętro tallińskiej wieży telewizyjnej. Decyzja okazuje się niezwykle trafiona – jeżeli chodzi o gusta chłopców, ta atrakcja jest strzałem w dziesiątkę. Wieża została odnowiona i ponownie oddana dla turystów zaledwie przed rokiem, więc jej wnętrza kryją mnóstwo multimedialnych atrakcji, które bardzo podobają się dzieciom. Chłopaki są zachwyceni już w poczekalni – wypróbowują instalację z czujnikiem ruchu odwzorowującym ruchy dłoni, która prezentuje inne wysokie budowle świata w porównaniu z tallińską „teletorn” (170/314 m). Po wjechaniu na szczyt chłopcy wsiąkają w interaktywne ekrany (mające formę zwieszających się z sufitu kwiatów) przedstawiające „Estonian The Best”. Potem wypatrują szklany „świetlik” w podłodze, przez który można spojrzeć aż na sam dół – osobom z lękiem wysokości mogłoby się naprawdę zakręcić w głowie. Na koniec śmieją się, że są przebrani za ogórki – przed wyjściem na zewnętrzny taras widokowy owijamy ich w dostępne dla zwiedzających zielone koce. Nam wszystko też się podoba – oczywiście największą przyjemność sprawia nam spojrzenie na aglomerację Tallina z góry, ale nowoczesny design wnętrza wieży też dostarcza miłych doznać estetycznych. Cała „teletorn” jest przykładem dobrego zagospodarowania turystycznego reliktu dawnych czasów. Na górze jemy jeszcze smaczny (choć niewielki, a dość drogi) obiad w restauracji, podziwiając widok na talliński port i stare miasto z góry. W sumie nie żałujemy pieniędzy wydanych na bilety i uznajemy całą dzisiejszą wycieczkę za b. udaną. Pod wieżą telewizyjną. Pod wieżą telewizyjną. A ja też jestem duży!. I umiem skakać z wysoka!. Wieża telewizyjna – czekamy na wejście. Ale nie jest nudno. Na górze same ciekawe rzeczy. Ładne kwiatki… Spojrzenie w 170-metrową przepaść… Dwa ogórki podziwiają widoki… Widok jest naprawdę rozległy, czasami widać Helsinki. Wzgórze Toompea i fragment Dolnego Miasta w Tallinnie. Po południu zaczyna padać, więc udaje nam się tylko pójść z chłopcami na atrakcje w naszym Kallaste Talu – Tymo buja się na długiej linie zwieszonej z wysokiej gałęzi sosny, Sebuś skacze na trampolinie i ogląda króliczki. Wracamy już pod parasolami. Po wyprawie. Król Szyszka na naszym tarasie. Estońskie pająki, Brrr!. To lepsze niż najlepszy plac zabaw. Wieczorem oglądamy film na tarasie, wokół zamglony wieczór i rechot żab. Jest przemiło.
Więc w tej części nie gdzie zjeść w Berlinie, a gdzie kupić jedzenie w Berlinie 🙂. Veganz. Sklep z produktami wegańskimi. Ja się obkupiłam w wegańskie słodycze. Jeśli jesteście weganami lub po prostu Was takie smakołyki ciekawią koniecznie odwiedźcie. Jeśli odwiedzicie któreś z powyższych miejsc koniecznie dajcie mi znać!
1 grudnia 2016 estonia, miasto, tallin Wsiadając na prom do Tallina nie mamy zbyt wielkich oczekiwań. Kolejne miasto, kolejna stolica. Gdy dopływamy do brzegu Estonii nabieramy jednak odrobinę optymizmu. Znad wody zatoki wyłaniają się najpierw wieżowce, a potem malownicze wzgórze z sterczącymi wieżami kościołów i cerkwi. Im bliżej, tym bardziej bajkowo. A gdy przekraczamy mury starego miasta szybko okazuje się, że Tallin jest po prostu jak z bajki. Od Pikk do rynku Naszą przechadzkę po Tallinie zaczynamy od Bramy Morskiej. Stąd ulicą Pikk dojdziemy aż do samego rynku. Co rzuca się w oczy od razu, to pięknie odrestaurowane kamienice w stylu art nouveau (secesja) oraz otoczaki, którymi wybrukowana jest chyba cała starówka. O szpilkach zapomnijcie, a i trampki mogą być dużym problemem. Na szczęście buty mamy w miarę solidne, więc poza paroma potknięciami na niewygodę nie narzekamy. Przy Pikk 26 stoi piękna kamienica – Dom Bractwa Czarnogłowych – ligi kupieckiej zrzeszającej niemieckich kupców stanu wolnego. Założyciel bractwa, czarnoskóry św. Maurycy, przedstawiony jest z profilu na drzwiach. Ci kupcy, którym stan kawalerski przestał służyć i dostali się pod pantofel żony, stawali się członkami Wielkiej Gildii (jej dawna siedziba znajduje się kawałek dalej). Sam Tallin rozkwitł jako miasto należące do Ligi Hanzeatyckiej – niemieckiego konglomeratu handlowego z XIV w., a liczne kamienice noszą ciągle pozostałości typowej dla magazynów architektury – duże okna i haki do podnoszenia towarów. O ile Tallin przechodził w swojej historii z rąk do rąk chyba wszystkich sił ścierających się w obrębie Bałtyku, to nazwę swoją zawdzięcza Duńczykom (1229 r). Tallin to uproszczony Taanilinn – Miasto Duńskie. Plac Ratuszowy Plac Ratuszowy (Raekoja plats) i okolicę Ratusza wypełnia jarmark i tłum turystów. Tu ściągają Polacy, Rosjanie z Petersburga, Finowie z Helsinek (głównie z powodu taniego alkoholu) i Niemcy. Gwar i jarmarczna wrzawa, podczas których z jednych rąk do drugich wędrują banknoty wymieniane na turystyczną tandetę. Uroku, pozwalającego na spojrzenie przez lekko przymrużone oczy, dodaje jednak fakt, że i za straganami i w sporej części knajp obsługa ubrana jest w średniowieczne i renesansowe stroje. To w szerszej perspektywie sprawia, że faktycznie czujemy się tu albo jak w opowieści Eco albo jak w skansenie. No… może gdyby nie turyści ;-) Baczne oko wypatrzy wystające z białych murów ratusza dwa rzygacze w kształcie smoczych głów. Jeśli je znaleźliście, to poszukajcie pod arkadami ich trzeciego, mniejszego brata. Trzeci Smok (III Draakon) to malutka karczma, gdzie w glinianych miskach serwują wyśmienitą polewkę z łosia i małe paszteciki. Za zestaw zapłacicie 3,5 Euro, a wrażenia zostaną na długo. Chociażby z powodu obsługi. Patrząc na dwie uwijające się jak w ukropie karczmarki mogę śmiało powiedzieć, że niefrasobliwi klienci mogą tu oberwać warząchwią po głowie. Ostrzegałem! Toompea – Górne Miasto Z rynku kierujemy się wąskimi uliczkami pod górę, by wspiąć się na szczyt wzgórza zamkowego Toompea. Biała cerkiew – Sobór Aleksandra Newskiego ściąga turystów jak miód pszczoły. Tak – jest to malowniczy obiekt, ale tłum go otaczający odbiera cały splendor. Przecisnąć się tu ciężko. Za to parę metrów dalej wchodzimy w ciszę i spokój, jaki dają wąskie i puste uliczki Górnego Miasta. Kręcimy się tu chwilę bez wyraźnego celu. Trafiamy przypadkiem na mury i dwa punkty widokowe oraz kilka ciekawych budynków. Wzgórze na którego szczycie stoi Zamek Toompea było od zawsze ośrodkiem władzy. Kiedyś książęta i mistrzowie Zakonni wydawali stąd polecenia, a dziś jest to też dzielnica rządowa. Tym samym fikuśne stroje z minionych epok ustępują tu miejsca garniturom i garsonkom. Schodzimy jeszcze na chwilę wzdłuż murów miejskich do Dolnego Miasta, by obejść wschodnią część rynku – mniej zatłoczoną i mniej zadbaną. Ostatnie kroki prowadzą nas znów na ulicę Pikk, gdzie siadamy na kawę i coś słodkiego. A stąd – na parking i dalej w drogę. Kohvik Maiasmokk przy ulicy Pikk 16 to urocza i ogromna kawiarnia – cukiernia. Poza dobrą kawą spróbujecie tu wyśmienitych ciast i ciasteczek (cytrynowa tarta zasługuje na uznanie), którym magii dodaje secesyjny wystrój. Na piętrze jest bardzo kameralnie, a dla większych grup przewidziano nawet prywatny salon. Cukiernia sprzedaje też dania lunchowe oraz własne praliny. Ostatnie dwa miasta – Helsinki (tu wpis) i Sztokholm (tu o stolicy Szwecji) nieco obniżyły nasze wymagania. Tallin za to jest godzien polecenia! Poświęciliśmy mu zaledwie 4h i to zdecydowanie za mało. Powłóczenie się po starówce o zmroku, czy obejrzenie panoramy miasta o świcie na pewno byłoby bardzo przyjemnym doznaniem. Jeśli planujecie Tallin na swojej trasie, to dajcie mu więcej czasu, bo tu na prawdę jest co zobaczyć! Tallin – hotele i praktyczne informacje Jeśli szukacie miejsca do zatrzymania się w Tallinie (my byliśmy niestety tylko na jeden dzień), to rozejrzyjcie się za ścisłym centrum. Jak widać na poniżeszej mapce można tam znaleźć świetne apartamenty za nieduże pieniądze. Tallin to oczywiście stolica, więc luksusowych miejsc też nie brakuje! Parkingi Jeśli podróżujecie samochodem to parkowanie w samym centrum będzie wręcz niemożliwe. Na szczęście na północ od centrum, przy porcie znajduje się ogromny parking. Tallin – ile czasu poświęcić Tallin to piękna stolica i jeden dzień to na pewno za mało. Trzy dni? Możecie się znużyć. 10 miejsc – co zobaczyć w Tallinie (w skrócie): Brama Morska i ulica Pikk Pikk 26 – Dom Bractwa Czarnogłowych Plac Ratuszowy Toompea – Górne Miasto Zjeść „trzeba” zupę z renifera – Trzeci Smok Sobór św. Aleksandra Newskiego Kościóła św. Mikołaja – Nigiliste Muuseum Muzeum Lennusadam Sea Harbour – muzeum morskie – najlepsze w Tallinie Muzeum Okupacji Linnamuuseum – muzeum miejskie
Tallin - tanie noclegi. Baza noclegowa w Tallinie jest dobrze rozbudowana, nie będziemy mieli problemów z zakupieniem noclegu. Koszt noclegu w Tallinie to około 80 PLN za dobę w hostelu (pokój wieloosobowy) oraz 125 PLN za pokój dwuosobowy. Zapraszamy do skorzystania z naszej porównywarki cen hoteli - Booking.
Uwielbiam, gdy po odwiedzeniu nowego dla mnie miejsca, mogę powiedzieć: „było lepiej niż myślałam”. To uczucie niedosytu i chęć powrotu przy najbliższej możliwej okazji. Są przecież miasta, z których od razu chce się uciekać. Są też takie, o których myślisz: „byłam, zobaczyłam, nie zaprzątam sobie więcej głowy” (np. Kijów czy Noto na Sycylii). I na końcu znajdują się te, które pozostają w pamięci na długo. Zupełnie niespodziewanie do tej trzeciej kategorii (w której dziś jest np. Mostar w Bośni i Hercegowinie) awansował u mnie Tallin. To miała być jednorazowa przygoda, a tymczasem już w głowie układam sobie listę powodów, dla których do stolicy Estonii musimy kiedyś wrócić. Dlaczego warto odwiedzić Tallin chociaż na weekend? Krótko o EstoniiTallin – średniowieczna perełka o bogatej historiiGdy Tallin był duńskiNiemcy, Szwedzi, Rosjanie, czyli co było dalejTallin informacje praktyczneJak dojechać z lotniska w Tallinie do centrum?Gdzie zjeść w Tallinie?Gdzie spać? Hotel w TallinieLoty do Tallina. Jakie linie wybrać?Tallin atrakcje, czyli co zobaczyć w stolicy Estonii?Plac RatuszowyPunkty widokowe na Górnym Starym MieścieKościół Świętego OlafaTrzy SiostrySobór św. Aleksandra NewskiegoPasaż Świętej KatarzynyKatedra Najświętszej Maryi PannyBrama ViruMury miejskie i baszty obronneCo jeszcze zrobić w Tallinie? Krótko o Estonii Estończyków w Estonii jest 1,3 miliona. Dla porównania sąsiadujących z nimi Łotyszów już 2 miliony, a mieszkających nieco dalej Litwinów – 3 miliony. Kraj ten pod względem powierzchni plasuje się pomiędzy Danią i Holandią a Słowacją. Co ciekawe, w granicach Estonii jest 1521 wysp (największe to Sarema i Hiuma), a najwyższy punkt w tym kraju mierzy 318 m Pomimo tego, że Estonia należy do młodych państw, to Estończycy nie są młodym narodem. Plemiona, które są dziś idealizowane przez miejscowych na szorstkich, pracowitych i uczciwych, zamieszkują te ziemie od setek lat. Nie długo jednak byli oni wolni, będąc zniewoleni a to przez Niemców, Szwedów, Duńczyków czy Rusów. Tallin – średniowieczna perełka o bogatej historii Efektem tej burzliwej historii jest Tallin (lub jak kto woli Tallinn). Jest to jedno z najlepiej zachowanych średniowiecznych miast w Europie. Jego dzieje sięgają przełomu I i II wieku kiedy po raz pierwszy wspomniano o obecności Estów na terenach, gdzie dziś znajduje się stolica Estonii. Gdy Tallin był duński Potem byli Wikingowie. Ci z Estoni byli ponoć niezwykle brawurowi i odważni. Na luzie porywali księżniczki i przyszłego króla duńskiego, a potem sprzedawali ich za pieniądze. W 1154 roku arabski badacz al-Idrisi umieścił Tallin w swoim atlasie pod nazwą Kalawin (Kalevan). W tamtych czasach na wapiennym wzgórzu Toompea (dziś Górne Miasto – tam są najlepsze punkty widokowe) wzniesiono gród Estów. Leżąca na przecięciu szlaków twierdza szybko wpadła w ręce Duńczyków. Na początku XIII wieku rozbudowali oni staroestoński zamek i nazwali go Taanllinn, co ponoć oznacza „duńskie miasto” (nie znamy ani słowa po duńsku). Chwilę później miejscówkę odbił niemiecki zakon rycerski w Inflantach, by potem znowu była ona w rękach Duńczyków. W 1285 roku Tallin przyjęto do średniowiecznego związku miast handlowych – Hanzy. Obecna stolica Estonii szybko stała się jednym z głównych ośrodków handlowych, a pozostałością tej potęgi są dziś wielkie baszty, bramy wjazdowe do miasta, wieże oraz najdłuższe w Europie Północnej mury obronne. Niemcy, Szwedzi, Rosjanie, czyli co było dalej Wraz z przygasającą potęgą duńską ówczesny król sprzedał miasto zakonowi inflanckiemu (1346 rok). Był to trudny czas dla Tallina. Niemcy prowadzili krwawą chrystianizację (wymordowali sprzeciwiającą się szlachtę). Zakon siedziałby tu długo, ale mistrz tak się bał ataku Rosjan, że w 1561 roku poddał część Inflant Polsce i Litwie, a ziemię z Tallinem – Szwecji. Nastały spoko czasy z reformacjami i luteranizmem, ale iskrzyło na linii Szwecja – (zaskoczenie) Rosja. Finalnie na skutek wojny północnej miasto wpadło w ręce Imperium Rosyjskiego. Car Piotr I darzył Tallin sympatią, podobało mu się ogarnięcie mieszkańców, więc dał dużo praw. Wypromował też określenie „Tallin oknem na zachód”. Powstało połączenie kolejowe z Sankt Petersburgiem (1870 rok), co powodowało rozbudowę miasta. Próbowano rusyfikować ludność, ale bez sukcesu. Tak to się bujało aż w 1917 roku, gdy ogłoszono pierwszą estońską konstytucję, a 24 lutego 1918 roku niepodległość. Pierwsza flaga Estońska powiewała na Długim Hermannie w Tallinie. Dziś obok znajduje się Estoński Parlament. Potem był pakt Ribbentrop-Mołotow, który ponownie pozbawił Estończyków ich własnego kraju. II wojna światowa to bombardowania miasta – niemal 50% zabudowy zamieniło się w gruzy. Po wojnie, pod radzieckim sztandarem, Tallin był najważniejszym miastem republik nadbałtyckich. Estonia ponownie była wolna 20 sierpnia 1991 roku, flaga wróciła na Długiego Hermanna. Zanim przejdziemy do creme de la creme, czyli zwiedzania miasta, kilka wskazówek, które mogą się przydać w organizacji wycieczki do Tallina. Jak dojechać z lotniska w Tallinie do centrum? Ten temat to akurat bułka z masłem. Lotnisko od centrum miasta dzieli bowiem zaledwie 7 km. Dwiema najpopularniejszymi metodami dojazdu z lotniska są: tramwaj numer 4. Do słynnej atrakcji turystycznej, czyli Bramy Viru na starym mieście, jedzie się około 30 minut. Ten środek transportu zatrzymuje się przed samymi drzwiami lotniska (kierujcie się w rejon wypożyczalni samochodów). Bilet, który kupić można u motorniczego, kosztuje 2 EUR. Szybko, bezpiecznie i przyjemnie. uber. Tutaj sprawa jest nieco bardziej skomplikowana. Można trafić przejazd z lotniska na stare miasto za 4 EUR, ale pojawiają się też ceny w wysokości 22 EUR. Niezła różnica. 🙂 Zależy to od tego, ile aktualnie turystów i miejscowych ma ochotę pojechać uberem. Samochodów na mieście nie ma jednak zbyt dużo, więc złapanie niskiej ceny to nie lada wyzwanie. Gdzie zjeść w Tallinie? Nie często się to zdarza, ale w Tallinie dopadła nas klęska urodzaju. Okazuje się, że sporo z Was, jak i naszych znajomych, miało okazję już odwiedzić to miasto. Dostaliśmy, więc sporo wiadomości, do jakich knajp i restauracji warto wstąpić. Wśród nich najczęściej pojawiała się jedna: Kompressor. To tu podobno można zjeść najlepsze naleśniki w Tallinie. Jako, że naleśnikom nigdy nie mówimy „nie”, postanowiliśmy to sprawdzić. W środku siedziało sporo ludzi, na stolik trzeba było chwilę zaczekać, a do wejścia zachęcały również bardzo przystępne ceny. W menu oczywiście głównie naleśniki, zarówno wytrawne, jak i słodkie. Ponadto sałatki, zupy i różnorakie napoje. Naleśniki faktycznie okazały się smaczne i sycące, jednak nie mogę powiedzieć, że najlepsze, jakie w życiu jadłam (Mamo, pozdrawiam!). Polecanych adresów było jednak znacznie więcej. Chociaż nie mieliśmy okazji ich osobiście sprawdzić, spiszę je tutaj, bo zarówno Wam, jak i nam mogą się w przyszłości przydać. Jedna z częściej wspominanych restauracji to mieszcząca się w budynku ratusza III Draakon o ciekawym, średniowiecznym klimacie. Do listy dopisujemy jeszcze: Beer House, Hotokas, Karja Kelder i Cafe Klaus. Gdzie spać? Hotel w Tallinie Na nasz 2-dniowy pobyt w Tallinie wybraliśmy Rixwell Old Town Hotel i byliśmy bardzo zadowoleni z decyzji. Jak sama nazwa wskazuje, ten 3-gwiazdkowy obiekt zlokalizowany jest w obrębie Starego Miasta, około 150 metrów od kościoła św. Olafa. Zarówno lokalizacja, jak i wnętrze hotelu przypadły nam do gustu. Budynek został wkomponowany w zabytkowe mury miejskie, co nadaje mu charakteru i bardzo fajnie wygląda. Atutem są też wliczone w cenę noclegu smaczne śniadania. Jeżeli chcielibyście zarezerwować ten lub jakikolwiek inny obiekt poprzez Booking, skorzystajcie z tego linka, a otrzymacie 50 zł zwrotu. Nie interesują Was hotele? Łapcie 100 zł na Airbnb. Loty do Tallina. Jakie linie wybrać? Istnieje kilka opcji. My naszą podróż do stolicy Estonii mieliśmy przyjemność odbyć na pokładach samolotów linii Air Baltic. Celem dostania się do Tallina, musieliśmy zaliczyć przesiadkę na lotnisku w Rydze. Zarówno loty, jak i przesiadka, były krótkie, cała eskapada nie była więc męcząca. Dodatkowo godziny lotów Air Baltic są na tyle dogodne (wylot piątek wieczorem, powrót niedziela popołudniu), że taki city break w Tallinie udało się zorganizować bez straty ani jednego dnia urlopu! I wszystko poszłoby by gładko, gdyby nie konkretna ulewa w Warszawie, akurat wtedy, kiedy szykowaliśmy się do wylotu. Z powodów pogodowych lecący po nas samolot musiał lądować… na lotnisku w Modlinie. Stamtąd, po szybkim tankowaniu, usiadł na Lotnisku Chopina. Oznaczało to, że do Rygi na pewno nie wylecimy o czasie. Według rozkładu na przesiadkę mieliśmy 1:15, a z Warszawy wystartowaliśmy z 40-minutowym opóźnieniem. Przed oczami stanęły nam już czarne myśli, że nie zdążymy na lot do Tallina i czeka nas noc w stolicy Łotwy. Nic z tych rzeczy! Choć trudno było nam w to uwierzyć, po setkach lotów Ryanairem i Wizz Airem, samolot po prostu na nas (i innych pasażerów) poczekał! Mogliśmy zatem na własnej skórze sprawdzić budzące podziw statystyki Air Baltic – w czerwcu 2018 roku ponad 99% pasażerów dotarło do lotnisk docelowych tak jak planowali! Co również różni Air Baltic od innych linii to fakt, iż praktycznie nie odwołuje swoich rejsów (5134 lotów i tylko 16 się nie odbyło). To miła odmiana np. w stosunku do LOTu, który swoją drogą też oferuje loty do Tallina. Tak wyglądał posiłek w klasie biznes na krótkim locie z Tallina do Rygi. Ile kosztują bilety do Tallina? Jeżeli marzy Wam się Tallin to najtańszą lotniczą opcją, no chyba, że trafi się jakaś mega okazja, jest właśnie Air Baltic. Linia ma cykliczne spoko promocje, jedna trwa teraz (rezerwacje do 11 września, na loty od 1 października do 28 maja). Co w tym wszystkim najlepsze to obejmuje ona również takie terminy jak Sylwester czy Majówka 2019. Myślę, że warto sobie wcześniej zaplanować. 🙂 Tallin atrakcje, czyli co zobaczyć w stolicy Estonii? Początkowo wydawało się nam, że weekend na spokojnie wystarczy, żeby odhaczyć wszystkie miejsca na liście „co zobaczyć w Tallinie”. Troszkę się jednak przeliczyliśmy. Aby zrealizować cały plan przydałby się jeszcze jeden, no może dwa dni (wtedy moglibyśmy też „wyskoczyć” do Helsinek). Do dyspozycji mieliśmy jednak tylko weekend. Podczas zwiedzania skupiliśmy się więc przede wszystkim na Starym Mieście, które leży na dwóch poziomach i dzieli się na Górne i Dolne. To tutaj znajdują się przecież najważniejsze atrakcje Tallina. I tu znów spotkało nas miłe zaskoczenie. Stare Miasto okazało się bowiem dużo większe niż sobie wyobrażaliśmy. Masa zabytków, pięknych kamieniczek i urokliwych zakątków. Nie sposób wszystkich wymienić! Jest jednak kilka miejsc, na które warto zwrócić szczególną uwagę. Plac Ratuszowy To w tym miejscu bije serce Tallina. Główny plac, od którego odchodzą zabytkowe uliczki ze średniowiecznymi kamienicami to dobry punkt do rozpoczęcia zwiedzania. Rynek (lub plac) Ratuszowy położony jest w środkowej części Starego Miasta. Niegdyś to właśnie tutaj koncentrowało się życie tallińczyków. Miejsce do dziś jest naturalnym centrum starówki, często obleganym przez turystów. Główną budowlą na placu jest oczywiście Ratusz Miejski – jeden z najważniejszych symboli Tallina. Mało tego, dawny budynek władz miejskich stolicy Estonii ma już ponad 600 lat i jest jedynym gotyckim ratuszem w północnej Europie, który przetrwał do dnia dzisiejszego. Przy Placu Ratuszowym znajduje się jednak więcej ciekawych zabytków. Na uwagę zasługuje znajdująca się w północno-wschodnim narożniku Apteka Magistracka. Powstała ona w 1422 roku i uważana jest za najstarszą aptekę w Europie. Co ciekawe, dawniej funkcjonowała ona nieco inaczej niż współczesne apteki. Można w niej było kupić bowiem wino, tytoń, karty do gry czy przyprawy. Wśród ówczesnych medykamentów znajdowały się niespotykane obecnie „leki”, takie jak: mocz z czarnego kota czy puder z rybich oczu. Punkty widokowe na Górnym Starym Mieście Dwa najlepsze miejsca do podziwiania stolicy Estonii znajdują się na wzgórzu Toompea. Pierwszy z nich (położony najbardziej na północ) nazywa się Patkuli Viewing Platform i roztacza się z niego bardzo ładna panorama na Tallin. Jest on niezwykle popularny w weekendy, trudno nawet dopchnąć się do barierki, żeby coś zobaczyć! Owe miejsce znajduje się na szczycie stromego zbocza, więc jak już dopchacie się do krawędzi to na pewno będziecie zadowoleni z widoków. Jeżeli chcecie uniknąć tłumów, polecamy wstać rano lub przyjść wieczorem. Obserwować stąd można strzelistą wieżę kościoła św. Olafa, baszty, miejskie mury i czerwone dachy Starego Miasta. Wszystko to w otoczeniu soczystej zieleni. Możecie się tu dostać na 2 sposoby: z Dolnego Miasta przechodząc obok Soboru św. Aleksandra Newskiego lub schodami wychodząc ulicą Nuune. Po lewej stronie punktu widokowego dostrzec można fragment fosy miejskiej Snelli tiik. Bez trudu zobaczycie stąd Morze Bałtyckie. Drugi punkt widokowy, który polecamy to Kohtuotsa Viewing Platform położony bardziej na wschód. Ale wciąż na Górnym Mieście. Równie popularny jak ten pierwszy, a oglądać stąd można z góry wąskie uliczki Starego Miasta, strzeliste wieże ratusza oraz kościoła św. Ducha. Tworzy to ciekawy kontrast, bowiem za wiekowymi budynkami stoją nowoczesne hotele i biurowce. Kościół Świętego Olafa Najwyższa budowla na zdjęciu to właśnie kościół św. Olafa. Tak jak wspomniałam wcześniej, mieszkaliśmy bardzo blisko tego miejsca, więc mijaliśmy je praktycznie za każdym razem po wyjściu z hotelu. Budowla jest naprawdę pokaźnych rozmiarów, więc ciężko jej nie zauważyć. Jest widoczna z wielu punktów w mieście i jednocześnie jest jednym z bardziej charakterystycznych elementów w panoramie Tallina. Kościół położony przy ul. Lai 50, powstał w średniowieczu w pobliżu placu targowego kupców skandynawskich. Nosi wezwanie Olafa II, króla Norwegii. Pierwsze wzmianki o kamiennej świątyni pochodzą z 1267 roku. W XV wieku wieża kościoła została zwieńczona wysokim, szpiczastym hełmem. Imponująca gotycka wieża kościelna miała wówczas 159 m wysokości i była najwyższa nad Bałtykiem. Po kilku pożarach przebudowywana, mierzy obecnie 123 metry. Najlepsze jest jednak to, że w kościele znajduje się taras widokowy (a właściwie tarasik). Wejście na wieżę kosztuje 3 EUR i wymaga trochę wysiłku. Do pokonania jest 60 metrów w górę. Niestety nie ma windy. 😉 Idzie się po krętych, dość wysokich schodach. Ile ich jest nie wiem, straciłam rachubę po pierwszej 100. Jest wąsko i mało miejsca do mijania. Ale to nic! Gdy już wejdziemy zdyszani na szczyt, jest co podziwiać. Cały Tallin u naszych stóp. Widoki rekompensują wysiłek, także polecam się nie zniechęcać. Trzy Siostry „Trzy Siostry” (Kolm Õde) – taką nazwę nosi zespół trzech gotyckich kamienic mieszczańskich znajdujących się na rogu ulic Pikk i Tolli. Uznawane za jedne z najstarszych w Tallinie, budynki powstały w drugiej połowie XIV wieku. W związku z tym jednak, że kobiet nie pyta się o wiek, dokładna data urodzenia „sióstr” owiana jest tajemnicą. Obecnie, dysponując grubym portfelem, można przenocować w „Trzech Siostrach”. Budynki zostały zaadaptowane na luksusowy hotel, w którym zachowano średniowieczne wnętrza. Podobny kompleks architektoniczny, który poprzez analogię do budynków w Tallinie nosi nazwę „Trzej Bracia”, można podziwiać w Rydze. Sobór św. Aleksandra Newskiego To zdecydowanie najbardziej pełna przepychu budowla w całym Tallinie. Sobór, który miał symbolizować potęgę Rosji oraz jej wszechogarniające wpływy został zbudowany w latach 1894-1900 w południowej części wzgórza Toompea. Już z daleka wyróżnia się architekturą na tle innych budowli w mieście. Sobór prawosławny św. Aleksandra Newskiego wieńczy pięć kopuł – duża kopuła centralna i cztery mniejsze, boczne. Jej wygląd nawiązuje do XVII-wiecznych cerkwi moskiewskich. Pasaż Świętej Katarzyny Od razu powiemy, że nie zmęczycie się spacerem tutaj. Uliczka (zlokalizowana tutaj), nazywana przez miejscowych Katariina Kaik, ma nieco ponad 100 metrów. W weekendowy środek dnia może być tak zatłoczona, że ciężko o jakiekolwiek zdjęcie. Dlatego też nasze zdjęcia są z 7 rano w niedzielę, gdy wszyscy turyści jeszcze smacznie spali. 🙂 Niewątpliwie jednak Pasaż Świętej Katarzyny to miejsce bardzo przyjemne i klimatyczne. Jedno z najbardziej interesujących na Dolnym Mieście. Spacerując tędy będziecie mieli okazję z jednej strony podziwiać warsztaty artystyczne, w których twórcy tradycyjnymi metodami wytwarzają biżuterię, ceramikę i wyroby szklane. A z drugiej pasaż ciągnie się wzdłuż kompleksu klasztornego Dominikanów z XIII wieku. Katedra Najświętszej Maryi Panny Powinniście przechodzić obok niej spacerując po Górnym Mieście (lokalizacja katedry). W pobliżu kościoła przechodzą bowiem główne szlaki do wspomnianych wcześniej punktów widokowych. Katedra Najświętszej Maryi Panny w Tallinie jest jednym z trzech funkcjonujących kościołów średniowiecznych w stolicy Estonii. Zaraz po zdobyciu miasta przez Duńczyków powstał tutaj drewniany kościół około roku 1219. W 1243 r. wzniesiono na jego miejscu kamienną, gotycką świątynię. Pochowano tutaj między innymi szwedzkiego gubernatora Estonii – Pontusa de la Gardie. Brama Viru Przekraczając bramę Viru zostawiamy XXI wiek za sobą i wkraczamy w czasy średniowiecza. Dawniej ta XIV-wieczna brama broniła od wschodu wjazdu do miasta. Dzisiaj to turystyczne wrota do tallińskiej starówki i jedna z topowych atrakcji. Choć z kamiennej budowli do dziś przetrwały tylko dwie bliźniacze baszty nakryte szpiczastymi „czapkami”, wciąż warto je zobaczyć. Brama łączy się z pełną sklepów i restauracji ulicą Viru, która prowadzi na Plac Ratuszowy. Mury miejskie i baszty obronne Brama Viru to jednak tylko jeden z elementów potężnych obwarowań Tallina. W czasach największego rozkwitu miasta całkowita długość systemu fortyfikacji wynosiła prawie 4 km. W ich obrębie znajdowało się 46 baszt oraz 6 bram. Do dziś zachowało się 1850 m murów miejskich, 26 baszt i 4 bramy, więc całkiem sporo. Najbardziej imponujący fragment murów znajduje się w północno-zachodniej części starówki (w pobliżu ulic: Gumnaasiumi, Kooli i Laboratooriumi). Przylega do nich aż 8 wież, z których 3 udostępnione są dla zwiedzających. Ponadto spacerując po mieście warto zwrócić uwagę na takie obiekty jak: Baszta Dziewicza, gdzie kiedyś mieściły się lochy dla upadłych panien, Gruba Małgorzata – basztę, która nazwę zawdzięcza swym pokaźnym rozmiarom czy Długi Hermann (Pikk Hermann) – jedną z najbardziej symbolicznych budowli w Estonii. Co jeszcze zrobić w Tallinie? Kilka pomysłów na to, co byśmy jeszcze mogli zrobić w Tallinie, gdyby weekend był nieco dłuższy. Myślę, że mogą to być również inspiracje na kolejny wypad do stolicy Estonii. 1. Wybrać się na plażę Pirita. 2. Zobaczyć pałac i park Kadriorg. 3. Przespacerować się po dzielnicy Kalmaja. 4. Zorganizować wycieczkę do podwodnego estońskiego więzienia Rummu. 5. Wyskoczyć na kilka chwil do Helsinek (w końcu to niecałe 80 km i 2 h promem). *Wpis powstał we współpracy z liniami lotniczymi Air Baltic. Zapisz się do naszego newslettera, żeby nie ominęły Cię żadne nowości!
Ceny nie są tak tanie, jak w Zgara Korcare i Pastarii, ale jednak ceny są przystępne, a żywność jest bardzo wysokiej jakości. Muszę również wspomnieć, że Artigiano ma najlepszą obsługę klienta zdecydowanie ! W Tiranie są dwie restauracje Artigiano w Tiranie, ale moim ulubionym jest Artigiano w Starej Willi. Serwis nie różni
Im więcej tym weselejJak dojechać do Rygi?Dojazd z lotniska w Rydze do centrum miastaNocleg w RydzeSpacerem po Rydze – czyli 16 miejsc, które trzeba zobaczyć – w tym jedno nietypowe 😉Stare Miasto w RydzeDom Kotów, czyli dość osobliwy symbol RygiKatedra w RydzeKatedra Św. Jakuba w Rydze Kościół św. Piotra w Rydze Stary kościół św. Gertrudy w Rydze Dom Bractwa Czarnogłowych i pomnik Rolanda w Rydze Trzej BraciaWyspa KipsalaMuzykanci z BremyPomnik wolnościŁotewska Opera NarodowaSobór Narodzenia Pańskiego w Rydze Parki w RydzeZamek w RydzeDzielnica Art Nouveau – secesyjna RygaHale Targowe CentraltirgusCyrk – nietypowa atrakcja w RydzeRyga poza StarówkąGdzie zjeść w Rydze? Rozengrāls Folkklubs ALA pagrabs Province restaurantHale Targowe CentraltirgusCo zjeść w Rydze?Bezpieczeństwo w Rydze – o czym warto pamiętać w przypadku kradzieży i jak się przed nią uchronićPodstawy bezpieczeństwa w podróży Coś mi się wydaje, że te nasze weekendowo-babskie wypady staną się tradycją. Pierwszy był w Berlinie i było naprawdę fantastycznie, o czym możecie przeczytać TUTAJ. Drugi wyjazd zawdzięczamy Szalonej Środzie w LOT. Dzięki tej promocji udało nam się kupić bilety w przystępnej cenie do stolicy Łotwy – Rygi. Mało tego wykorzystałyśmy też przedłużony, listopadowy weekend ( więc nie musiałyśmy brać urlopu, którego pod koniec roku zazwyczaj brakuje;) Jedyne czego się obawiałyśmy to pogoda, bo wiadomo w listopadzie, zwłaszcza na północy może być różnie: wietrznie, zimno, deszczowo. Chociaż z drugiej strony… jak się leci bez dzieci to jest sporo opcji i możliwości alternatywnego spędzania czasu nawet przy złej pogodzie. Można na przykład zwiedzić miejscowe knajpki i ogrzać się lokalnym trunkiem (w Rydze jest to Rīgas Melnais balzams – Czarny Balsam dla ciała i ducha;), można skorzystać ze SPA, które akurat oferuje hotel, można też odwiedzić galerie i muzea i nikt nie będzie jęczał i marudził że „długo jeszcze” albo „nudaaa…” 😉 A poza tym, nie ma przecież złej pogody, są tylko źle dobrane ubrania:) Im więcej tym weselej Początkowo miałyśmy lecieć we trzy, tak jak do Berlina, ale przed samym wylotem dołączyły do nas jeszcze dwie dziewczyny. Ciekawa byłam tego czy się dogadamy. Wiadomo, że im więcej ludzi tym jest weselej i jest więcej pomysłów i planów, no ale są też różne przyzwyczajenia i różne oczekiwania co do sposobu zwiedzania. W związku z czym częściej trzeba chodzić na kompromisy. Muszę jednak przyznać, że stworzyłyśmy całkiem ciekawy i zgrany team, który poradził sobie nawet w najcięższym momencie naszego wyjazdu… Jakim? Przeczytacie o tym w dalszej części wpisu. Jak dojechać do Rygi? Do stolicy Łotwy bardzo łatwo można dostać się samochodem. Odległość jest stosunkowo niewielka (667 km z Warszawy), a wycieczkę można dodatkowo połączyć ze zwiedzaniem innych krajów bałtyckich jak Litwa, Estonia, czy nawet Finlandia. My, jak już wspomniałam, skorzystałyśmy z promocji LOT-u i do Rygi poleciałyśmy samolotem z lotniska Chopin w Warszawie. Dojazd z lotniska w Rydze do centrum miasta Odległość z lotniska Lidosta Riga do centrum miasta wynosi około 13 km. Po wyjściu z lotniska, naprzeciwko znajduje się postój taksówek, które do centrum jadą jakieś 10-15 min ich koszt to mniej więcej 8-10 euro. Zaraz za postojem i parkingiem jest przystanek autobusowy, z którego bezpośrednio do centrum odjeżdża linia autobusowa 22 i expresowy minibus o numerze 322. Bilety można kupić w biletomacie na przystanku autobusowym za 1,15 euro lub u kierowcy za 2 euro. Przy zakupie w biletomacie sugerujemy użyć karty płatniczej, automat nie wydawał reszty i transakcja nie mogła zostać zrealizowana. Cały przejazd trwa około pół godziny, mini bus jedzie troszkę krócej, bo ma mniej przystanków. Nocleg w Rydze Nocleg tradycyjnie zarezerwowałam poprzez stronę Booking. Ryga oferuje sporo noclegów w przystępnych cenach o przyzwoitym standardzie i w bardzo dobrych lokalizacjach. A z racji tego, że miasto nie jest duże to w zasadzie każda lokalizacja wydaje się być atrakcyjna. Nasz hotel Wellton Riga Hotel & Spa znajdował się przy samej Starówce, a z okna roztaczał się widok na budynek Łotewskiej Akademii Nauk i hale targowe Centraltirgus. Warto sukcesywnie przed wyjazdem sprawdzać stronę bo my na przykład dzięki temu trafiłyśmy na super promocję i za połowę ceny miałyśmy nocleg ze śniadaniem i z możliwością jednorazowego (ale zawsze;)) skorzystania ze strefy spa. Super opcja, idealna na damski wypad 😉 Spacerem po Rydze – czyli 16 miejsc, które trzeba zobaczyć – w tym jedno nietypowe 😉 Stare Miasto w Rydze W 1997 roku wpisane zostało na listę światowego dziedzictwa kulturalnego i przyrodniczego UNESCO i jest bezapelacyjnie punktem obowiązkowym zwiedzania Rygi. Uchodzi za najpiękniejsze Stare Miasto wśród stolic krajów bałtyckich. Podobno ustępuje tylko Starówce w Tallinie, cóż… myślę, że niebawem to ocenię. Ryska Starówka jest niewielka, zadbana i kolorowa z brukowanymi, wąskimi uliczkami, z wieloma urokliwymi kawiarenkami i restauracyjkami, z charakterystycznymi kościelnymi budynkami i przepięknymi kamienicami utrzymanymi w różnych stylach architektonicznych. Większość miejsc, które przedstawię poniżej można zobaczyć w zasadzie w trakcie jednego spaceru z przerwą na kawę, obiad i kieliszek Czarnego Balsamu. Dom Kotów, czyli dość osobliwy symbol Rygi To duży, żółty budynek utrzymany w secesyjnym stylu, z dwiema wieżyczkami na których umiejscowione zostały rzeźby kotów z wygiętymi grzbietami i podniesionymi ogonami skierowanymi w swoim kierunku. Zgodnie z legendą tylne części tych kotów pierwotnie zwrócone były w kierunku biur Wielkiej Gildii, w których mieścił się klub bogatych, niemieckich kupców, którzy to nie chcieli przyjąć w swoje szeregi pewnego kupca – Łotysza Plume. W ten sposób chciał się on zemścić i dać im do zrozumienia, że mogą „pocałować go pod ogon”. Jednakże obrażony prezydent Gildii wytoczył Łotewskiemu kupcowi proces sądowy. Proces ten trwał podobno dziesięć lat, a wyrok jaki zapadł nakazywał odwrócenie kotów ogonem 😉 Kotów w samej Rydze nie widziałyśmy za dużo, w sumie to nie spotkałyśmy w trakcie tego weekendu żadnego. Być może było im za zimno? Widziałyśmy za to takie śmieszne, oryginalne i jak dotąd przeze mnie niespotykane domki umiejscowione w różnych punktach na Starówce. Katedra w Rydze Ryska katedra to obecnie największa protestancka świątynia krajów bałtyckich. Katedra Św. Jakuba w Rydze Kościół św. Piotra w Rydze Kościół Św. Piotra jest jednym z największych zabytków architektury sakralnej w Rydze. Najstarsza wzmianka o tym kościele pochodzi z 1209 roku. Stary kościół św. Gertrudy w Rydze Dom Bractwa Czarnogłowych i pomnik Rolanda w Rydze To też jeden z symboli Rygi, który i trzeba zobaczyć i w sumie to nie da się go nie-zobaczyć;) W pewnym momencie miałam wrażenie, że wszystkie drogi prowadzą właśnie do Domu Bractwa Czarnogłowych i pomnika Rolanda. Budynek, w którym obecnie znajduje się muzeum został całkowicie zniszczony podczas II wojny światowej. W obecnym wyglądzie został oddany do użytku w 1999 roku. To właśnie tu w 1921r. został podpisany Traktat Ryski, a wcześniej, coś około XVIw była tu siedziba stowarzyszenia bogatych, nieżonatych (stan cywilny „wolny”- taki był wymóg) niemieckich kupców. A tu dowiecie się dlaczego Czarnogłowych? Trzej Bracia Trzej Bracia to po prostu trzy średniowieczne kamieniczki znajdujące się na Starym Mieście w Rydze. Analogicznie nazwą nawiązują do Trzech Sióstr, czyli trzech kamienic w Tallinie. Wyspa Kipsala Wyspa Kipsala to takie miejsce w Rydze, położone po drugiej stronie Dźwiny, w którym ma się wrażenie, że czas się zatrzymał. Jest to niewielka wysepka zabudowana drewnianymi, kolorowymi domkami w stylu, jak dla mnie, takim trochę skandynawskim. W domach tych mieszkali niegdyś głównie marynarze i rybacy. W tej chwili te historyczne domy przeplatają się z nowo wybudowanymi, ale klimat wyspy jest zachowany i całość tworzy piękny, spójny obraz. Ze Starówki na wyspę Kipsta można dojść pieszo. Po przejściu przez most Vansu Tilts trzeba kierować się w prawą stronę. Jest to niesamowicie spokojne miejsce, wręcz idealne na nieśpieszny, niedzielny spacer, na przykład aby złapać chwilę oddechu przed nadchodzącym tygodniem. Poza tym roztacza się stąd przepiękny widok na panoramę Rygi. Muzykanci z Bremy To niewielkich rozmiarów pomnik wykonany z brązu i usytuowany obok kościoła św. Piotra. Przedstawia bohaterów baśni braci Grimm pt. „Muzykanci z Bremy”: osła, psa, kota i koguta ustawionych jeden nad drugim. W baśni zwierzęta te zaglądają przez okno, natomiast rzeźba ma wydźwięk polityczny i tutaj zwierzęta patrzą przez żelazną kurtynę. Rzeźbę podarowało Rydze miasto Brema. Pomnik wolności Pomnik Wolności, potocznie nazywany przez Łotyszów Mildą, jest kolejnym symbolem Rygi. Znajduje się on w centrum miasta i stanowi bazę wypadową do zwiedzania. Więcej informacji historycznych przeczytacie TU. Łotewska Opera Narodowa Sobór Narodzenia Pańskiego w Rydze Jest to obecnie największa cerkiew prawosławna znajdująca się w krajach bałtyckich – ma 40m wysokości. Zbudowana została wg projektu rosyjskiego architekta Nikołaja Czagina w latach 1876–1883 w stylu neobizantyjskim. Na żywo robi niesamowite wrażenie zarówno na zewnątrz jak i w środku. Parki w Rydze Parki, w których byłyśmy bardzo urokliwie prezentowały się w listopadzie. Wyobraziłam więc sobie, jak pięknie musi tu być w rozkwicie wiosny i latem. Zamek w Rydze Przemierzałyśmy Ryską Starówkę wzdłuż i wszerz, w dzień i w nocy, ale do samego zamku nie udało nam się dojść. Oglądałyśmy go z pewnej odległości, powtarzając sobie, że jeszcze tylko zobaczymy „coś tam coś tam” i pójdziemy do zamku. Niestety czasu nie starczyło, ale muszę przyznać, że z oddali prezentował się całkiem przyzwoicie. Następnym razem na pewno się do niego wybierzemy i to zapewne w pierwszej kolejności 😉 Obecnie znajduje się tam siedziba prezydenta Łotwy i muzeum. Dzielnica Art Nouveau – secesyjna Ryga Szacuje się, że w całej Rydze jest około 800 budynków utrzymanych w stylu secesyjnym. Największe ich zagęszczenie znajduje się na ulicy św. Alberta i na sąsiadujących z nią ulicach Elizbetes i Strēlnieku. Spacer po dzielnicy Art Nouveau to bez wątpienia jeden z ważniejszych punktów zwiedzania tego miasta. Charakterystyczne dla secesji są faliste linie, asymetria, a przede wszystkim bogactwo ornamentyki roślinnej i zwierzęcej umieszczone na budynkach i uzupełnione o pastelowe barwy. To wszystko można obejrzeć podczas krótkiej przechadzki wyżej wymienionymi ulicami. To taka secesja w pigułce. Odchodząc dalej od Starówki również można zobaczyć wiele budynków w stylu secesyjnym poprzeplatanych gdzieniegdzie drewnianą zabudową. To wszystko rzutuje na niezwykle urokliwy i niepowtarzalny charakter Rygi. Hale Targowe Centraltirgus Centraltirgus to pięć hal targowych umiejscowionych w pobliżu dworca autobusowego i kolejowego. Hale te zbudowane zostały pod Lipawą jako hangary pod sterowce. W 1926 roku rozebrano je i przywieziono do Rygi w celu zaadoptowania ich pod hale targowe. Otwarcie hal nastąpiło w 1930 roku i od tego czasu, z małymi perturbacjami po drodze, działają po dziś dzień. Zostały nawet zapisane do UNESCO. W halach działa około 3000 stoisk z warzywami, owocami, kiszonkami, mięsem, rybami itp. Można tu też smacznie i całkiem niedrogo zjeść. Bardzo klimatyczne miejsce – polecam. Niedaleko hal znajduje się charakterystyczny budynek – Akademia Nauk Łotwy – jest niezwykle podobny do naszego warszawskiego Pałacu Kultury i Nauki. Cyrk – nietypowa atrakcja w Rydze To było dla nas totalne zaskoczenie. W czasie spaceru do komisariatu, zupełnie przez przypadek trafiłyśmy na niezwykłe miejsce – cyrk stacjonarny! Pierwszy raz w ogóle o czymś takim się dowiedziałam. A to wcale nie jest taka nowość. Ryski cyrk został zaprojektowany w 1888 roku przez pierwszego Łotysza – Janis Fridrihs Baumanis, który zdobył wykształcenie z dziedziny architektury. Jest to jedyny stacjonarny cyrk w krajach bałtyckich i jeden z pierwszych w Europie. Jest to miejsce w który nakręcono pierwszy film w Rydze. Wcześniej były dwa wejścia do budynku jedno dla publiczności, a drugie dla koni. Obecnie trwa przebudowa obiektu w celu przywrócenia jego poprzedniego wyglądu. Natomiast cały czas odbywają się tu występy i przedstawienia kulturalne zarówno rodzimych jak i zagranicznych gości. Dzieci natomiast uczą się tu i poznają tajniki różnych cyrkowych dyscyplin. Ryga poza Starówką Gdzie zjeść w Rydze? Najlepiej skupić się na Starówce:). Znajdziecie tu mnóstwo klimatycznych knajpek z pysznym jedzeniem zarówno kuchni łotewskiej jak i międzynarodowej. I to w bardzo przystępnych cenach – oczywiście jak na stolicę. Rozengrāls Jednym z takich miejsc jest utrzymana w średniowiecznym stylu restauracja Rozengrals mieszcząca się przy ulicy Rozenna 1. Miejsce to cechuje dbałość o każdy szczegół, zarówno w wystroju jak i w serwowanych potrawach. Tutaj naprawdę możecie poczuć się jak w średniowiecznej sali, wszędzie palą się świeczki, a kelnerzy ubrani są w charakterystyczne dla danej epoki stroje. Folkklubs ALA pagrabs W tym klubie byłyśmy dwa razy. Za pierwszym razem, w sobotę naszukałyśmy się miejsca, żeby usiąść. Było mnóstwo ludzi, ale warto było dla niesamowitego klimatu z muzyką na żywo i dla pysznego jedzeniem. Za drugim raz zaszłyśmy tam, bo już był późny wieczór i nie bardzo chciało nam się szukać czegoś nowego. W niedzielę w lokalu było spokojnie, więc bez trudu znalazłyśmy miejsce. Kapela grała na żywo, co było naprawdę super. Dodatkowo ogłosili Happy Hours na piwka z darmową wyżerką dla gości- indyk z ziemniaczkami i kiszoną kapustą! No cóż.. oczywiście polecamy to miejsce;) Province restaurant Tak często mijałyśmy w czasie naszego zwiedzania restaurację Province, że na sam koniec postanowiłyśmy w niej zjeść. Okazała się całkiem przyjemnym miejscem ze smacznym jedzeniem. Hale Targowe Centraltirgus Warto tu zawitać żeby zobaczyć jak wyglądają te hale w środku, warto zrobić zakupy i warto też zatrzymać się na ciepły posiłek z zimnym piwkiem. Co zjeść w Rydze? Kuchnia łotewska nie należy do zbyt wyszukanych i oryginalnych, a już na pewno nie należy do lekkich. Dominują w niej potrawy ziemniaczane, takie jak na przykład doskonale znane nam placki ziemniaczane, a także potrawy mączne, jak pielmieni (czyli pierogi) i dania mięsne. Mają też w swojej kuchni sporo dziwnych kiszone. Oprócz kiszonej kapusty czy kiszonych ogórków popularnych również u nas, można spróbować kiszonej papryki, kiszonego czosnku, marchewki a nawet kiszonych jabłek. Polecam spróbować danie, które do tej pory spotkałam tylko w Rydze – szary groszek z przyrumienionym boczkiem, cebulką i serem, może być podane w ciemnym łotewskim chlebku. Na drinki polecamy udać się do baru Ezitis migla, gdzie muzycznie można przenieść się do czasów studenckich (moich czasów studenckich ;)) Na kawę i rozgrzewający łotewski balsam Rīgas Melnais balzams zatrzymałyśmy się w Pagalms. Czarny Balsam rozgrzał nas lepiej niż czarna kawa, nic dziwnego – smakuje jak krople żołądkowe… A na deser z czystym sumieniem i z pełną odpowiedzialnością rekomenduję Wam cukiernię, a w zasadzie nie cukiernię tylko eklerownię FAT CAT znajdującą się przy ulicy Mazā Jauniela, LV-1050. Znajdziecie tu mnóstwo wariacji na temat eklerów – malinowe, czekoladowe, toffi, oreo itd itp, więc jeżeli jesteście fanami tych ciastek to koniecznie musicie zajrzeć do Fat Cat. Bezpieczeństwo w Rydze – o czym warto pamiętać w przypadku kradzieży i jak się przed nią uchronić W Rydze raczej jest bezpiecznie, mniej więcej tak jak w większości miast europejskich. Spacerowałyśmy nocą po całej Starówce i nie czułyśmy zagrożenia. Może dlatego, że byłyśmy w takim trochę martwym okresie turystycznym, bo powiedzmy sobie szczerze, listopad nie jest zbyt obleganym miesiącem na odwiedzenie stolicy Łotwy. Jednakże mimo poczucia bezpieczeństwa i braku tłumów nie uchroniłyśmy się przed typowym ryzykiem w czasie podróży – czyli kradzieżą. Jedna z nas została okradziona, w środku dnia, w środku miasta. Po szoku, niedowierzaniu i wkurzeniu zaczęłyśmy analizować jak mogło do tego dojść i jesteśmy prawie pewne, że do zdarzenia doszło pod pomnikiem Muzykantów z Bremy. Niewielka, ale jednak kolejka do zrobienia zdjęcia przy pomniku i jeden człowiek pozujący dobre 3 minuty… Jak to się mówi: okazja czyni złodzieja. Skradziony został portfel z pieniędzmi i dokumentami. Szczęście w nieszczęściu, że koleżanka miała dodatkowo paszport, wiec nie trzeba było jechać do ambasady, żeby wyrobić duplikat. Oczywiście zablokowała wszystkie karty i zgłosiła kradzież dowodu, a następnie razem z patrolem policji, który akurat przejeżdżał udała się na komisariat zgłosić kradzież. My w tym czasie przeszukałyśmy okolicę, niestety jak można się było domyśleć, niczego nie znalazłyśmy. Następnego dnia trzeba było ponownie udać się na komisariat, aby odebrać przygotowane i przetłumaczone przez policję zaświadczenia o zgłoszonej kradzieży. Podstawy bezpieczeństwa w podróży Niby nic poważnego się tym razem nie stało – na całe szczęście, ale pamiętajcie o podstawowych zasadach bezpieczeństwa w podróży: pieniądze trzymajcie w różnych miejscach, np w torebce, w kieszeni, w saszetce-nerce, a część zostawcie ukryte w pokoju hotelowym – w sejfienajlepiej jak będziecie mieć ksero dowodu osobistego lub paszportu, ewentualnie zróbcie zdjęcie tym dokumentomstarajcie się trzymać plecaki, torebki, saszetki z przoduzachowajcie czujność zwłaszcza w miejscach popularnych wśród turystów, w których znajduje się mnóstwo osóbszczególną czujność zachowajcie w środkach komunikacji miejskiejdobrze mieć zapisany adres naszej ambasady i adres najbliższego posterunku policji, można też, jak w naszym przypadku, zatrzymać patrol policji i poprosić o pomocpo zdarzeniu zablokujcie karty płatnicze, można to zrobić na stronie swojego banku lub dzwoniąc na infoliniestarajcie się zachować spokój
Zapoznaj się z najlepszymi lokalami gastronomicznymi w rewelacyjnej Solinie i w okolicy. 1. Gospoda Solina. To miejsce oferuje jedzenie na naprawdę wysokim poziomie – jest świeże i doskonałej jakości. Szczególnie godny polecenia jest placek po węgiersku, smażony na świeżym oleju, który jest regularnie wymieniany.
Podróż z Wilna do Tallina mija szybko i przyjemnie. Przez większą część jazdy śpimy, budząc się tylko na chwilę podczas krótkiego postoju w Rydze. Do estońskiej stolicy docieramy ok. 7:30. Z uwagi na położenie Tallina (prawie na 60 stopniu szerokości geograficznej północnej) dopiero zaczyna świtać. Jest zimno, zatem postanawiamy zjeść śniadanie w dworcowej poczekalni. Gdybym chciał porównać oba dworce: wileński i talliński, to ocena tego pierwszego byłaby zdecydowanie gorsza. Po pierwsze: w Wilnie jest o wiele chłodniej, co wynika z niedogrzania budynku bądź kiepskiej izolacji termicznej. Po drugie: jest o wiele więcej pijaków i bezdomnych. Po trzecie: wizualnie talliński dworzec prezentuje się lepiej niż wileński. Oczekiwanie na przyjazd autokaru w tym miejscu to czysta przyjemność! Zjadamy śniadanie i wyruszamy na miasto. Swe pierwsze kroki kierujemy w stronę naszego hostelu, w którym spędzimy dwie noce. To Old Town Munkenhof Guesthouse. Jest co prawda oddalony od dworca autobusowego o kilka kilometrów, ale jego wielką zaletą jest bliskość centrum, a właściwie położenie w ścisłym centrum Starego Miasta (zaledwie 150 m od Placu Ratuszowego), a także stosunkowo niska cena noclegu (jak na lokalizację) – od €25 za pokój. Więcej o hostelu, który ma także niestety swoje wady, opowiem potem. Po prawie godzinnym spacerze po Tallinie w końcu docieramy do celu. Nie musimy nawet otwierać mapy. Tallin, jak i cała Estonia, szczyci się tym, że miejsc, w których można korzystać z Wi-Fi jest bez liku, zatem osoby przyzwyczajone do korzystania z internetu „na ulicy” będą zachwycone. Dzięki temu i my docieramy do miejsca noclegowego jak po sznurku. Ze względu na to, że zakwaterowanie jest możliwe dopiero od godzin popołudniowych, zostawiamy nasze wielkie plecaki i meldujemy się „na zaś”. Nie ma na co czekać. Czas wyruszyć na zwiedzanie! No właśnie… zwiedzanie w deszczu. To nas chyba dzisiaj czeka. W momencie, gdy przyjeżdżaliśmy do Tallina, było pochmurno, ale jeszcze nie padało. W miarę zbliżania się do hostelu kropel deszczu przybywało z każdą chwilą. Teraz pada na całego. Może nie leje rzęsiście, ale wystarczająco, aby uprzykrzyć spacer. My się jednak wody nie boimy i ruszamy czym prędzej przed siebie! Ale… zanim opowiem Wam co zwiedzamy, na początek parę zdań o estońskiej stolicy. Chcąc opowiedzieć całą historię Tallina, można by napisać książkę. Na przestrzeni wieków miastem władali Duńczycy, Kawalerowie Mieczowi, Szwedzi, Rosjanie… . W historii był nawet okres, że i Polacy (krótko, bo krótko, ale jednak sprawowali pieczę nad miastem). Tak samo jak włodarze grodu zmieniały się i jego nazwy. Dzisiejszy Tallin to dawna Lindanisa, Rewal, czy Rewel. Początki estońskiego ruchu narodowego, który „obudził” w mieszkańcach tego malutkiego kraju świadomość narodową, sięgają dopiero XIX w. Niepodległa Estonia to już XX w. Jako ciekawostkę można przywołać fakt, że pierwsza proklamacja niepodległości została ogłoszona 24 lutego 1918 r., a więc niecałe 9 miesięcy przed Polską, natomiast kolejna (po upadku Związku Radzieckiego) 20 sierpnia 1991 r. (Marczuk A., Małkowski J., Tallin, wyd. Astra, Warszawa, 2012). Ważną postacią dla Estończyków jest Kalevipoeg – mityczny osiłek, który ukształtował krajobraz dzisiejszej Estonii. Jeśli wierzyć legendzie, był on także budowniczym obecnego Tallina. No dobrze, ale skąd w ogóle wzięła się ta postać? Otóż Kalevipoeg to bohater estońskiego eposu narodowego o tym samym tytule. Jego autorem jest Friedrich Reinhold Kreutzwald – z wykształcenia lekarz. Dzieło, poza niewątpliwym wkładem w historię sztuki i literatury Estonii, stało się inspiracją do odrodzenia narodowego (Marczuk A., Małkowski J., Tallin, wyd. Astra, Warszawa, 2012). Zostawmy legendy, wróćmy do rzeczywistości. W 1997 r. tallińska starówka została wpisana na międzynarodową listę UNESCO, a w 2011 r. Tallin pełnił funkcję europejskiej stolicy kultury. Dziś miasto liczy ponad 400 tys. mieszkańców i posiada jedną z „najbardziej inteligentnych społeczności” świata. Po tym bardzo krótkim wstępie, można przystąpić do zwiedzania. Zapraszam na spacer po Tallinie! Z góry chciałbym Was przeprosić za jakość niektórych zdjęć, ale podczas wyjazdu mój aparat odmówił posłuszeństwa i musiałem posiłkować się telefonem komórkowym. To tyle tytułem dygresji 🙂 . Plac Ratuszowy w Tallinie Kierujemy się w stronę Placu Ratuszowego ulicą Vene. Jest klimat. To co od razu zwraca naszą uwagę, to brukowana nawierzchnia. Dla mnie, jako geologa, jest to wyznacznikiem autentyczności miasta. I nie chodzi mi tutaj o bruk podobny do tego z krakowskiego rynku (sprowadzony z Turcji, a który już się rozleciał), lecz taki z lokalnych materiałów (w tym przypadku ze skał przywleczonych przez lodowiec – głównie granitoidów). Raz, że pięknie wygląda, a dwa – wprowadza w dobry nastrój. W sezonie letnim uliczki tallińskiego Starego Miasta pełne są rozstawionych kawiarnianych stolików i krzeseł. W zimie jest tu pusto, zupełnie inaczej. Przyjeżdżając do estońskiej stolicy poza sezonem, musicie być także przygotowani na to, że nie zwiedzicie wielu atrakcji, gdyż duża część z nich jest zamykana na zimę. Coś za coś: mniej turystów, ale i mniej do zobaczenia. Wracając do naszego spaceru… . Po kilku minutach dochodzimy do Placu Ratuszowego – jednego z piękniejszych miejsc w mieście. O godzinie rano w deszczowy, niedzielny poranek, jest tutaj cicho i spokojnie. Swoją obecną nazwę Plac Ratuszowy zyskał niedawno, bo w 1923 r. Wcześniej zwano go rynkiem, bądź placem rynkowym. Nie wiem, czy Estończycy obraziliby się na to, gdyby ktoś nazwał go po staremu, ale wiem, że np. Krakusi mogliby poczuć się zniesmaczeni, gdyby ktoś Rynek Główny nazwał Starówką. To taki żartobliwy przerywnik 😉 . Talliński Plac Ratuszowy pełnił funkcję serca miasta. Odbywały się tu jarmarki, występy artystyczne, sądy i inna wszelkiego rodzaju działalność. Do dziś na placu wśród kostki brukowej można zobaczyć płaskie kamienne koło, będące pozostałością po średniowiecznym pręgierzu. W miejscu tym wymierzano karę winowajcom i stąd wyprowadzano poza mury miejskie skazanych na karę śmierci. Tylko raz wykonano egzekucję na Placu Ratuszowym. Spotkało to pewnego duchownego, który zabił służącą w karczmie za to, że… przygotowała mu niesmaczny posiłek. Miejsce wykonania wyroku znaczy dziś litera L, wyryta na kamiennym bruku placu (Marczuk A., Małkowski J., Tallin, wyd. Astra, Warszawa, 2012). W okresie bożonarodzeniowym talliński Plac Ratuszowy wypełnia się straganami, na których można dostać wszystko to, co gdzie indziej w tym okresie. Można się również napić wyśmienicie przyprawionego grzańca. Na placu stoi choinka. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że najprawdopodobniej Tallin był pierwszym europejskim miastem, który rozpoczął tradycję ubierania żywego bożonarodzeniowego drzewka. Stało się to już w 1441 r.! Jak bardzo estońska stolica wyprzedziła w tym aspekcie Europę Zachodnią niech świadczy fakt, że np. w Berlinie drzewko pojawiło się w 1780 r., a w Paryżu w 1865 r., że o Polsce nie wspomnę (Marczuk A., Małkowski J., Tallin, wyd. Astra, Warszawa, 2012). Podziwiamy Plac Ratuszowy, chowając się przed deszczem w podcieniach najważniejszej budowli, która się na nim znajduje – a jakże – ratusza! Nie sposób pomylić go z żadnym innym budynkiem w mieście. Jego charakterystyczna sylwetka jest jednym z symboli Tallina. Może i nie byłem w wielu miastach Europy, ale osobiście uważam go za jeden z najładniejszych ratuszy na kontynencie. Ratusz w Tallinie Początki tallińskiego magistratu sięgają XIV w. Jest to jedyna zachowana do dzisiaj gotycka siedziba rady miejskiej w Europie Północnej. Na przestrzeni wieków wygląd budowli ulegał znacznym zmianom. Od 1530 r. na ratuszowej wieży stoi wiatrowskaz w postaci figury miejskiego strażnika. Mieszkańcy nazwali go Vana Toomas (Stary Tomasz). Z biegiem lat stał się on jednym z symboli Tallina i bohaterem legend. Z kolei w 1672 r. ratusz ozdobiono rzygaczami w kształcie smoczych głów (Marczuk A., Małkowski J., Tallin, wyd. Astra, Warszawa, 2012). Jeśli chcecie zwiedzić talliński ratusz poza sezonem (od września do czerwca) musicie liczyć się z tym, że w celu wejścia do środka należy wcześniej zarezerwować wizytę telefonicznie bądź mailowo (raekoda@ Tak czy siak w okresie zimowym nie wejdziemy niestety na wieżę ratuszową i nie będziemy mogli podziwiać pięknych widoków na tallińską Starówkę z wysokości. Pozostaje obejść się smakiem. Nie jesteśmy smutni, gdyż o fakcie zamknięcia wieży wiedzieliśmy już wcześniej. Zastanawialiśmy się tylko, czy zamówić spacer po magistracie. Stwierdziliśmy jednak, że w mieście są ciekawsze miejsca do odkrywania i odpuściliśmy. Tym bardziej, że cena €5 za wstęp do najniższych nie należy. Zainteresowanych wnętrzami średniowiecznych ratuszy zachęcam jednak do zwiedzania. W tym momencie pozwolę sobie na krótką dygresję. Jeśli chcecie cieszyć się tallińskimi zabytkami w nieskrępowany sposób, mieć darmową komunikację miejską (od kilku lat mieszkańcy Tallina nie płacą za korzystanie z transportu publicznego) i zaoszczędzić pieniądze, weźcie pod rozwagę zakup karty Tallin Card. Na tej stronie internetowej możemy dodać interesujące nas miejsca do listy zwiedzania i sprawdzić, czy opłaca nam się ją kupować czy nie. Do wyboru mamy karty 24 h, 48 h i 72 h. Sądzę, że szczególnie w sezonie letnim, gdy dzień jest bardzo długi i więcej obiektów w Tallinie udostępnia się turystom, jej zakup będzie opłacalny. W zimie wg mnie nie ma takiej potrzeby. Deszcz nie ustaje, ale przecież nie przejechaliśmy tyle kilometrów, aby siedzieć w hostelu i patrzeć bez sensu w okno. Idziemy dalej – na wschód! Przechodzimy obok jednej z najciekawszych, a zarazem najdroższych restauracji w centrum miasta – Olde Hansa – w pobliżu której znajduje się budynek polskiej ambasady (z przepięknymi drewnianymi drzwiami – jednymi z najstarszych zachowanych w Tallinie). Ulicą Viru stopniowo oddalamy się od głównego placu miasta. Nie przesadzę, jeśli napiszę, że ulica Viru należy do głównych deptaków Tallina. Prawie zawsze pełno tu turystów, więc osobom chcącym „zgubić się” w miejskich zakamarkach polecam boczne uliczki. Jeśli chcielibyście nabyć oryginalną pocztówkę z widokiem miasta, a nawet ją wysłać, zrobicie to właśnie tutaj. Idąc od Placu Ratuszowego, pocztę odnajdziecie po prawej stronie. Niedługo za nią znajduje się jedna z byłych głównych bram wejściowych do miasta – brama Viru. Jej historia sięga XIV stulecia. Mimo że do naszych czasów nie przetrwała w całości, to i tak, jak na swój wiek, prezentuje się nadzwyczaj okazale. W lecie tonie w zieleni, co sprawia, że wygląda wtedy jeszcze piękniej (Marczuk A., Małkowski J., Tallin, wyd. Astra, Warszawa, 2012). Brama Viru jest niejako granicą między starym Tallinem, a nowoczesną częścią miasta. Gdy ją przekroczymy, naszym oczom ukaże się nowoczesna stolica jednego z najbardziej zinformatyzowanych krajów Europy. Połączenie tradycji z nowoczesnością oraz natury z cywilizacją to coś, co w Estonii fascynuje. Dla nas, Polaków, ten mały kraj powinien być wzorem do naśladowania. Estończycy potrafią – dlaczego i my nie mielibyśmy umieć? No i znowu nie obyło się bez dygresji… 🙂 . Wybrzeże Morza Bałtyckiego, Tallin Po przekroczeniu bramy Viru przecinamy ruchliwe skrzyżowanie i w dalszym ciągu kierujemy się na wschód ulicą Narva maantee. Przed nami około dwuipółkilometrowy spacer wzdłuż alei, przy której rozrosła się nowoczesna architektura i centra handlowe. Po półgodzinnym spacerze w deszczu docieramy do wybrzeża Morza Bałtyckiego, a konkretnie – Zatoki Fińskiej. Listopadowy Bałtyk to coś zupełnie innego niż wakacyjne morze. Granitowe głazy ułożone na brzegu przypominają o sile lodowca, który napierał z północy, niszczył swoje podłoże i transportował wielkie eratyki na odległości kilkuset, a być może nawet tysięcy km. Wdychamy morskie powietrze. Jest cudownie. Przed chwilę spacerujemy wzdłuż wybrzeża. Jest to możliwe dzięki nadmorskiej alejce prowadzącej tuż przy linii brzegowej. Gdy napatrzyliśmy się na Bałtyk już wystarczająco, skręcamy na południe ku widocznemu z dala pomnikowi Rusałki. Pomnik Rusałki, Tallin Statua została postawiona na pamiątkę katastrofy carskiego pancernika „Rusałka”, który 7 września 1893 r. zatonął w czasie sztormu na Morzu Bałtyckim. Była to jedna z największych tragedii morskich na Bałtyku. Zginęli wszyscy, którzy znajdowali się na pokładzie: 12 oficerów oraz 165 marynarzy i podoficerów. Pomnik odsłonięto w 9 rocznicę tragedii. Przedstawia anioła stojącego na cokole i unoszącego krzyż, wskazując zarazem miejsce, gdzie wydarzyła się katastrofa. Na monumencie oraz otaczających go słupkach umieszczono nazwiska ofiar (Marczuk A., Małkowski J., Tallin, wyd. Astra, Warszawa, 2012). Aleja w pobliżu Kadriorgu, Tallin Spod pomnika udajemy się w kierunku jednego z ulubionych miejsc spacerowych mieszkańców Tallina – parku Kadriorg. Piękna zielona alejka prowadzi nas bezpośrednio przed najważniejszy budynek kompleksu – pałac Kadriorg. Pałac Kadriorg, Tallin Jego historia jest nieodłącznie związana z osobą cara Piotra I Wielkiego, który polecił, aby właśnie w tym miejscu wybudować swoją letnią rezydencję (wmurował nawet osobiście trzy cegły, które do dziś można podziwiać na północno-wschodnim rogu pałacu). Niestety sam nie dożył końca budowy, ale budynek wraz otaczającym go parkiem został nazwany na cześć jego żony „Kadriorg” (od Doliny Katarzyny). Dziś mieści się w nim Estońskie Muzeum Sztuki. Muzeów do zwiedzania jest tu zresztą co niemiara. Prócz wspomnianej wyżej placówki, w najbliższej okolicy możemy odwiedzić Dom – Muzeum Piotra I, czyli miejsce, w którym car spędzał swój czas podczas pobytu w ówczesnym Rewlu. Miłośników malarstwa może zainteresować Muzeum Johannesa Mikkela, a wielbicieli literatury Muzeum Eduarda Vilde i Tammsaare. Do najciekawszych muzeów sztuki w tej części Europy należy Kumu. Jak widzicie, park Kadriorg dla miłośników sztuki może stać się miejscem, w którym spędzą cały dzień, bo naprawdę jest tu co zwiedzać. Oczywiście jeśli taka tematyka nas interesuje. My mamy inne priorytety. Poprzestajemy na spacerze po parku. Tuż przy pałacu Kadriorg mijamy budynek Kancelarii Prezydenta Republiki Estonii. Idziemy dalej. Park Kadriorg, Tallin Spacerując wśród zieleni, natrafiamy na całkiem spore jezioro z wysepką, na której znajduje się niewielka altanka. To Łabędzi Staw liczący już sobie prawie 300 lat! Co prawda w kolorach wiosny, lata i jesieni park Kadriorg z pewnością prezentuje się piękniej, ale nie żałujemy naszego spaceru. Po wizycie na tallińskim Starym Mieście chcieliśmy poznać inne oblicze Tallina: ciche i spokojne. Czy nam się udało? Z pewnością tak! Estońska stolica ogólnie jest miastem, które nie przytłacza, ale mimo wszystko warto zajrzeć do dzielnicy Kadriorg, pospacerować parkowymi alejkami, przejść się wzdłuż brzegu morza… . Ale… czas powrócić na tallińską starówkę. Zatem – w drogę! Wędrówka po Kadriorgu tak nas wciągnęła, że… gubimy się. Co prawda pisałem, że WiFi w Tallinie jest prawie w każdym miejscu, ale akurat trafiamy na punkt, w którym go nie ma, zatem nie pozostaje nam nic innego, jak zapytać o drogę przypadkowych przechodniów. Język rosyjski się przydaje. W Tallinie dogadamy się w nim równie łatwo jak po angielsku. Rosjanie stanowią ponad 1/3 mieszkańców estońskiej stolicy, zatem jest to zrozumiałe. Dojście do centrum zajmuje nam ponownie około pół godziny. Po raz kolejny przechodzimy przez bramę Viru, a kilka minut później lądujemy na Placu Ratuszowym. Zgłodnieliśmy, więc rozglądamy się za tanią i dobrą restauracją. No właśnie… tania i dobra restauracja… . Czegoś takiego na Starym Mieście w Tallinie nie doświadczycie. Mało tego! Nie dość, że na pewno nie będzie tanio, to jeszcze nie ma gwarancji, że będzie smacznie. Jeżeli ceny najtańszej zupy wahają się w przedziale €5 – €9, to o czym my mówimy… . Zatem… nie będę Wam polecał żadnej knajpy w centrum. Zakładam, że nie chcecie drenować swoich portfeli, a jeśli koniecznie chcecie coś zjeść na Starówce, to skorzystacie z porad choćby Tripadvisora. Póki co nie stać nas na wydanie €6 na zwykłą zupę, którą sobie nawet nie pojemy. Gdzie zatem zjeść? Z pomocą przychodzi – a jakże – tallińskie WiFi i Tripadvisor, czyli nieodłączna para naszego pobytu w mieście. Natrafiamy na znajdującą się nieopodal Starego Miasta (dosłownie 10 minut drogi od Placu Ratuszowego) samoobsługową restaurację Lido. Za dwudaniowy obiad (solanka, pierogi z jagodami, 0,5 l kwasu chlebowego) płacimy ok. €7 – 8. Jeśli weźmiemy pod uwagę polskie ceny, możemy pomyśleć: drogo! Ale gdy zorientujemy się w cenach w Tallinie, stwierdzimy, że tak tanio i smacznie jak tutaj nie zjemy nigdzie indziej! Po posiłku postanawiamy odpocząć po trudach dwudniowej podróży i chwilkę się zdrzemnąć. Dwie noce pod rząd w autobusie zrobiły swoje. Organizm domaga się odpoczynku. W hostelu dopełniamy wszelkich formalności i urządzamy sobie popołudniową sjestę. Budzimy się około 3 godziny później. Mamy wystarczająco dużo energii, aby ruszyć na miasto jeszcze raz. Nie mamy zamiaru zwiedzać. Chcemy po prostu powłóczyć się po uliczkach starego Tallina. Ratusz w Tallinie W pobliskim sklepie robimy zakupy. Uwaga! W Estonii alkohol można kupić maksymalnie do godziny 22. Potem staje się to niemożliwe. Warto o tym pamiętać, jeśli chcemy zaoszczędzić i napić się czegoś we własnym gronie np. w hostelu, a nie w jednym z pubów, gdzie piwo kosztuje ponad €2. Mijamy Plac Ratuszowy, a następnie pniemy się w górę ku zamkowemu wzgórzu Toompea (opiszę je w kolejnych tekstach). Wieczorny Tallin urzeka swym pięknem. Jest zimno. Czuć chłodny powiew północy. Na szczęście pogoda lituje się nad nami – przestaje padać. Ulice powoli pustoszeją. Wstępujemy na mały dzban grzanego wina do ratuszowej piwnicy. Tallin kładzie się spać. Kładziemy się także i my. Jutro odkryjemy miasto na nowo. Galeria zdjęć z Wilna i Tallina do obejrzenia tutaj. Galeria zdjęć z poprzedniego wypadu do Tallina do obejrzenia tutaj.
Aspic, kapusta kiszona i wieprzowina na obfity posiłek. Latem Estończycy jedzą lekkie potrawy, głównie grillowane mięso, świeże sałatki i świeże jagody z ogrodu. Jednak w zimie wracamy do korzeni i jemy cięższe jedzenie. Klasyczne potrawy, które każdy Estończyk je to aspiksa, kapusta kiszona i wieprzowina.
Izraelska kuchnia jest wspaniała – pełna przypraw, obłędnych zapachów i oszałamiających kolorów. Przebywając w typowo turystycznych miejscach trzeba się czasem trochę natrudzić, żeby spróbować tradycyjnych potraw tego kraju. Z każdego rogu atakują nas bowiem pizze, burgery i makarony. 🙂 I żeby nie było, kocham pizzę i dobry makaron, ale ewidentnie np. w Eilacie brakuje takiej dobrej, typowej kuchni izraelskiej. Jak więc znaleźć to, na czym naprawdę nam zależy? I przede wszystkim co zjeść w Izraelu, żeby było naprawdę tradycyjnie? Najlepiej szukać w małych knajpek, które nie rzucają się w oczy, przejść się na targ, albo spróbować jedzenia “z okienka” streetfoodowego. Wtedy macie największą szansę trafić właśnie na oryginalne przepisy i smaki “jak u izraelskiej mamy” 🙂 Nie wiecie czego chcielibyście spróbować? Zacznijcie od poniższej piątki! Spróbujcie dodać do tego jeszcze taki widok 🙂 Szakszuka – idealna na śniadanie Przepyszne jajka, przygotowywane w pomidorach, często z papryką, bakłażanem i innymi warzywami. Na ostro, albo nie. Koniecznie ze świeżym chlebem. Jeśli dodacie do tego dobrą kawę, albo sok pomarańczowy – udany poranek będzie gwarantowany. Hummus – przekąska na każdą porę Chyba nie trzeba go przedstawiać. Pasta z cieciorki, z odrobiną tahini i różnymi przyprawami. Paprykowy, pomidorowy i jaki tylko sobie możecie wymarzyć. Idealna przekąska w ciągu dnia, albo dodatek do każdego innego posiłku. Dobrze zjeść ze świeżym chlebem, albo pokrojonymi warzywami – selerem naciowym, marchewką albo czymkolwiek, co macie akurat pod ręką. Pychooota! Falafel – kulki szczęścia Znów cieciorka, ale ale! Doprawiona, panierowana i głęboko smażona. Najczęściej podawana w formie kilkucentymetrowych kulek, ale może też z powodzeniem zastąpić kotlet w burgerze. Nie każdy lubi ten smak, ale ja się po prostu zakochałem. Mnóstwo aromatycznych przypraw, chrupiąca skórka i grudkowata tekstura dają niepowtarzalny smak, który chodzi za mną cały czas od powrotu z Izraela. Chałwa – słodki smakołyk To akurat chyba moja najmniej ulubiona pozycja na tej liście. Smak mnie nie przekonał, pewnie dlatego, że nie przepadam za sezamem. No ale nie można jej nie spróbować, będąc w Izraelu. Słodka sezamowa pasta z przeróżnymi dodatkami – migdały, orzechy, pistacje, czekolada, a nawet chilli. Niektórzy (ja jestem w tej grupie:)) mówią, że smakuje jak kurz z cukrem, ale zdecydowana większość zajada się bez pamięci. Ta, którą przywiozłem do pracy po powrocie, zniknęła w ekspresowym tempie 🙂 Baklawa – ciastko rozkoszy Słodka jak cholera, ale jakże pyszna! Może nie jest to typowo Izraelski wymysł, ale i tu znajdziecie jego lokalne interpretacje. Najlepiej spróbujcie na Carmel Market w Tel Avivie. Dostaniecie chyba wszystkie możliwe kombinacje, ale podstawą zawsze będą orzeszki (głównie pistacje) oraz cieniutkie ciasto filo. Niebo w gębie! Smacznego! Jeśli nie czytaliście jeszcze poprzednich wpisów z Izraela zajrzyjcie tu: Tel Aviv – Yaffa, Plaże Tel Avivu, Timna Park, Eilat Praktycznie, Red Canyon
Ryga na weekend – przewodnik dla każdego. 3 października 2017 Łotwa. Ryga to stolica Łotwy i cel wycieczek weekendowych wielu Polaków. Na temat miasta możecie przeczytać najróżniejsze opinie. Ryga od wielu lat widniała na liście moich marzeń podróżniczych i dopiero we wrześniu 2017 roku mogłem odwiedzić to miasto.
Estonia, z powodu swojej stosunkowo niewielkiej odległości z Polski, od jakiegoś czasu staje się popularnym miejscem krótkich wyjazdów turystycznych. Niestety, ceny na miejscu są wyższe niż w Polsce, warto więc przed wyjazdem sprawdzić ceny i przygotować budżet. W Estonii obowiązującą walutą jest Euro (€, EUR). Nasze zestawienie cen po raz ostatni zaktualizowaliśmy w 2018 roku. Od tego czasu część cen mogła się zmienić, ale nasze zestawienie powinno dać zbliżony pogląd na budżet, jaki warto naszykować przed odwiedzeniem Estonii. Wybierasz się do Tallina? Tanie sklepy w Estonii Za najtańszy sklep w Estonii uchodzi Säästumarket, czyli jedyna siec sklepów uważana za typowy dyskont, w którym znajdziemy ograniczoną liczbę produktów w niskich (jak na Estonię!) cenach. Rozsądne ceny powinniśmy znaleźć w dużych marketach, jak Maxima i Rimi, a także w hipermarkecie Prisma (tu znajdziemy oprócz produktów spożywczych chyba cały możliwy asortyment). Małe sklepy spożywcze i piekarnie Estonia jest małym krajem, w mniejszych miejscowościach spotkamy często jedynie małe sklepy, w których ceny są wyższe niż w marketach np. w Tallinie. Mieszkańcy Estonii czasem robią zakupy na targach, gdzie można znaleźć świeże wypieki, warzywa, owoce i artykuły mięsne lub sery - często jednak drożej niż w marketach. Ceny artykułów spożywczych i napojów w Estonii W Estonii drogie są wyroby rolne, takie jak sery czy mięsa. Najtańsze są produkty przetworzone i pakowane, droższe mogą być warzywa i owoce. Warto pamiętać, że w Estonii doliczana jest kaucja do butelek, np. za butelka plastykowa kosztuje dodatkowo ok 0,10€. Produkt Cena Sieć Piwo Guinness, puszka - 440 ml ok 1,89€ Maxima Jack Daniel's Black Label - 1 L ok 30,00€ Maxima Raffaello, opakowanie - 230 g 4,55€ Maxima Kawa ropuszczalna Joacobs Kronung - 200 g 10,34€ Maxima Fanta - 2,00 L 1,55€ Maxima Fanta - 500 ml 0,69€ Maxima Żelki Haribo - 200 g ok 1,80€ Maxima Jogurt Fantasia, różne rodzaje ok 0,50€ Maxima Pistacje (na wagę) - 1 kg 19,99€ Maxima Cukierki Snickers, Twix, Bounty (na wagę) - 1 kg 9,89€ Maxima Ogórki konserwowe 1,39€ Rimi Chleb krojony pakowany, różne rodzaje od ok 0,72 - 1,29€ Rimi Coca-Cola 2,00L 1,69€ Prisma Pepsi - 1,50 L 0,99€ Prisma Pepsi - 500 ml 0,59€ Prisma Coca-Cola, puszka - 330 ml 0,59€ Prisma Pepsi, puszka - 330 ml 0,45€ Prisma Philadelphia - 200 g 1,65€ Prisma Sickers - 50 g 0,46€ Prisma Ser żółty Edam, plastry, opakowanie - 150 g 1,35€ Prisma Woda niegazowana - 1,50 L 0,69€ Prisma Sok pomidorowy - 1,00 L od ok 0,96€ Prisma Tymbark Vega - 500 ml 1,19€ Prisma Sok Cappy w butelce - 1 L 1,39€ Prisma Jajka, opakowanie - 10 sztuk 0,85€ Prisma Herbata Lipton Yellow Label, opakowanie - 88 torebek 3,85€ Prisma Olej roślinny - 1,00 L 2,65€ Prisma Cukier - 1 kg 0,87€ Prisma Syrop klonowy - 250 g 5,65€ Prisma Różnice w cenach pomiędzy estońskimi miastami Tallin, jako stolica, jest najdroższym miejscem w Estonii - ceny są nawet kilka procent wyższe niż w pozostałych częściach kraju. Ceny alkoholu W restauracji lub pubie za piwo zapłacimy około 1,5-3,50€, w zależności od lokalizacji i miejsca. W centrum Tallina będzie zdecydowanie drożej niż w małych miasteczkach i poza centrum. Za kieliszek wina zapłacimy od około 2,5-3€. Ceny w restauracjach Za danie główne w taniej restauracji lub knajpce zapłacimy około 6-11€, w typowej restauracji powinniśmy się szykować bardziej na wydatek 10-20€. Przykłady cen w barze F-hoone w Tallinie. Danie Cena Zupy 3,50-4,20€ Makaron z owocami morza 7,40€ Pierożki z baraniną w sosie 4,50-6,70€ Filet z łososia i puree ziemniaczane, w sosie z białego wina 10,50€ Przykłady cen w popularnej restauracji (i jednej z najdroższych) Cru w Tallinie. Danie Cena Filet z halibuta z dodatkami 16€ Ravioli z ziemniaków i z grzybami 14€ Pieczona gęś z dodatkami 19€ Ceny ulicznego jedzenia w Estonii W Tallinie bardzo popularne są różnego rodzaju burgery, zjemy je za 4-6€. Jednym z najpopularniejszych miejsc wśród miejscowych jest burgerownia Dereku Burger. Oczywiście, podobnie jak w całej Europie, i w Estonii znajdziemy miejsca serwujące kebaby i falafele, w cenie 3-5€. Ceny komunikacji miejskiej Bilet jednorazowy w Estonii to koszt około 1,50-2,00€. Jeśli dane miasto oferuje bilety czasowe, powinniśmy zastanowić się nad ich zakupem. Szczególnie, gdy planujemy częściej podróżować. Ceny komunikacji miejskiej w Tallinie W Tallinie możemy albo kupować pojedyncze bilety u kierowcy (ważne na jeden przejazd), lub wyrobić specjalną kartę przedpłaconą Smartcard (Ühiskaart), na którą wpłacamy środki, i następnie możemy korzystać z komunikacji odbijając kartę, z której pobierane są opłaty. Za wyrobienie karty trzeba wpłacić depozyt 2€, który można odzyskać do 6 miesięcy po pierwszym użyciu karty. Od 2013 roku nie kupimy biletów kartonikowych. Rodzaj biletu Cena Bilet jednorazowy kupowany u kierowcy 2€ Bilet godzinny (Smart card) 1,10€ Bilet godzinny (Smart card) - ulgowy 0,55€ Bilet czasowy - 1 dzień (Smart card) 3€ Bilet czasowy - 3 dni (Smart card) 5€ Bilet czasowy - 5 dni (Smart card) 6€ Ceny komunikacji międzymiastowej Estonia jest na tyle małym krajem, że komunikacja międzymiastowa odbywa się z wykorzystaniem autobusów. Najpopularniejszym przewoźnikiem jest Lux Express, który obsługuje połączenia pomiędzy Tallinem i najważniejszymi estońskimi miastami. Za przejazd Lux Expressem z Tallina do Tartu zapłacimy od 8€, za przejazd z Tallina do Narvy od 10€, a z Tallina do Haapsalu 7,60€ Ceny atrakcji w Estonii Atrakcja Miasto Cena biletu normalnego Cena biletu ulgowego Pałac Kadriorg Tallin 6,50€ 4,50€ Pałac Kadriorg + Mikkel Musuem Tallin 8,00€ 6,00€ Mikkel Musuem Tallin 5,00€ 3,50€ AHHAA Muzeum Nauki Tartu 13,00€ 10,00€ (studenci, seniorzy 65+) KUMU Art Musuem Tallin 8,00€ 6,00€ Ratusz w Tallinie Tallin 5,00€ 2,00€ (studenci) Wieża ratuszowa Tallin 3,00€ 1,00€ (osoby poniżej 16. roku życia) Wieża telewizyjna w Tallinie Tallin 10,00€ 6,00€ (dzieci od 5. roku życia, studenci, emeryci) Zamek Narwa + galeria sztuki Narwa 4,00€ 2,00€ (uczniowie i studenci) Zamek Narwa Narwa 3,00€ 1,50€ (uczniowie i studenci) Galeria sztuki Narwa 2,00€ 1,00€ (uczniowie i studenci) Koszt zakwaterowania Jeśli rozpoczniemy poszukiwania noclegu odpowiednio wcześnie, znajdziemy pokój z prywatną łazienką w hostelu lub nawet w hotelu w cenie od 35-40€. W pozostałych miastach, jak Narva czy Tartu, ceny są porównywalne, a często z powodu mniejszej bazy noclegowej mogą być wyższe niż w stolicy. Wyszukaj zakwaterowanie w Tallinie lub znajdź nocleg w całej Estonii. Ceny paliwa w Estonii Za litr benzyny zapłacimy około 1,20€, a za olej napędowy w okolicach 1,21€. Ceny mogą różnić się nieznacznie w zależności od miasta i okolicy. Sprawdź też
Stream online, relacja live, na żywo. Mecz Flora Tallinn - Raków Częstochowa zobaczysz także w internecie. Stream dostępny będzie na stronie sport.tvp.pl. Tekstową i darmową relację LIVE
Jeśli ktoś mnie obserwuje w mediach społecznościowych, mógł zauważyć, że spędziłam majówkę na Dolnym Śląsku. Wybierałam się tam od dawna, bo a) np. we Wrocławiu M nie był, a ja właściwie też nie (wycieczka klasowa w 7. klasie podstawówki się nie liczy, skoro nic z niej nie pamiętam), b) uruchomiłam „projekt: babcia”, czyli chciałam zobaczyć miejsca, w których kiedyś mieszkała moja od Wrocławia, jeszcze przed właściwym długim weekendem, i spędziliśmy tam łącznie 2,5 dnia przed podróżą do Kotliny Kłodzkiej i na koniec w jeleniogórskie (z grubsza okolice Karpacza). Po namyśle może termin nie był najlepszy, przynajmniej jeśli chodzi o tereny pozamiejskie. Dawno nie jeździłam po wsi polskiej poza własnym województwem, jeszcze dawniej nie wyjeżdżałam na majówkę i nie spodziewałam się takiej liczby ludzi zwłaszcza w miejscach – jak sądziłam – nie topowych turystycznie. Nauczka na przyszłość (choć, z drugiej strony, o tej właśnie porze roku krajobrazy upiększa kwitnący rzepak).WROCŁAWMoże za bardzo chciałam, żeby miasto, o którym tyle słyszałam (+ babcia mieszkała ok. 20 lat, poznała dziadka i wzięła ślub), mi się spodobało. Tymczasem… trochę jak z Trójmiastem. Powinno przypaść do gustu, i jest wiele plusów, ale serce szybciej nie bije ;). Może błędem było pójście pierwszego wieczora ok. 22 na Rynek? Bo w dzień to miejsce też mnie nie zachwyciło, ale przynajmniej wszystkie pstrokate szyldy, neony i reklamy na historycznych budynkach nie były podświetlone. Niestety, jest to cecha wszystkich znanych mi polskich miast i miasteczek, która mnie razi i przeszkadza. (I dlatego mam stosunkowo mało zdjęć z Wrocławia – bo próbowałam fotografować tak, żeby w kadrze tych ‘ozdób’ nie było). Wiem jednak, że wiele osób nie widzi żadnego problemu 😉 (wnioskuję z zachowania innych turystów).Co mi się więc podobało? Park Szczytnicki, przez który przejechaliśmy się rowerem miejskim (po tym, gdy okazało się, że moje z rzadka używane konto Veturilo działa i we Wrocławiu, i po tym, gdy udało nam się w końcu znaleźć dwa sprawne rowery… ;). Chciałam przede wszystkim zobaczyć Halę 100-lecia oraz Ogród Japoński (w którym chciałam odtworzyć zdjęcie Babci wcześniej tu pokazywane, ale pagoda się zmieniła… i liczba ludzi w tle również ;), ale ostatecznie podobała mi się dużo bardziej dalsza, mniej uczęszczana część parku. Przy okazji obejrzeliśmy też modelowe osiedle WUWA (gratka, jeśli ktoś lubi modernizm). Na plus też zaliczam Ogród Botaniczny w Ostrowie Tumskim (ale to doświadczenie, które moim zdaniem trudno zepsuć – jeśli się lubi ogrody botaniczne) i wystawę stałą w Centrum wszystkim jednak wielkim plusem Wrocławia jest to, że można tam dobrze zjeść; ba, dla gastronomii mogłabym nawet wrócić ;). Moje typy poniżej. Na śniadanie: DinetteNic nowego, lokal znajduje się w chyba każdym rankingu wrocławskich śniadań, sama słyszałam rekomendacje od ok. 10 osób. I były one zasłużone: wybór ogromny, gdybym nie była przy pierwszej wizycie ufiksowana na jajka po turecku, długo bym dumała, co wybrać. Były smaczne, podane z własnym pieczywem, jednak jeszcze bardziej sycące niż te, które samą robiłam (wydaje mi się, że to kwestia ilości jogurtu) i bardzo długo potem nie byłam głodna. Za drugim razem wybrałam opcję twarożek i warzywa, i też był to smaczny wybór, choć również większy niż się spodziewałam. Na wynos zamówiliśmy również bajgle. Co ciekawe, Dinette piecze je z innego niż zazwyczaj ciasta, tzn. w moim odczuciu to bardziej tureckie simit, co mi całkiem małe co nieco: W kontakcie/Craft na ManhattanieW sumie w przypadku W kontakcie powinnam powiedzieć „na hummus”, bo knajpka to właśnie serwuje: hummus w wielu postaciach, z różnymi dodatkami. Nie spodziewałabym się, że hummus + kapusta czy + kalafior to mogą być rzeczywiście udane połączenia a zostałam mile zaskoczona. Zupełnie przypadkiem dzięki wizycie w tym miejscu odkryliśmy też ciekawotkę architektoniczną pt. Manhattan, tj. białe (odnowione) i ciemnoszare (nieodnowione) bloki a la Gwiezdne Wojny, które mnie osobiście się całkiem z zewnątrz spodobały. Do jednego pawilonu przytuliło się także kilka food trucków (tzn. widzieliśmy trzy), tworzące Craft na Manhattanie. Udało nam się następnego dnia z jednego wozu kupić (i zjeść) całkiem smaczne kolację: Oda BistroO Odzie przeczytałam u Nakarmionej Stareckiej, zachęciłam się, obejrzałam zdjęcia potraw, na koniec zobaczyłam, że cena menu degustacyjnego to 95 zł – i uznałam, że nie ma nad czym się zastanawiać ;). Po wizycie mówię: idźcie! Może porównania do kuchni Trzópka są trochę na wyrost, ale dania są ciekawe i mimo ich restauracyjnego charakteru, można wyciągnąć także pomysły do wykorzystania w domu, jak choćby masło borowikowe czy dodatek świeżych liści szczawiu w zupie. Z zestawu pięciu dań nr jeden był dla nas… deser, a rzadko się to zdarza (poza pierwszą wizytą w Tamce). To ciastko, które widzicie w dolnym prawym rogu zdjęcia, zawierało, uwaga, grzyby (oraz kaszę manny). Wiem, że brzmi to dyskusyjnie, ale smakowało wspaniale – inne oblicze swojskiej kremówki ;). Nr dwa była wspomniana piwo: Browar Stu MostówJeśli lubicie piwo, chcecie popróbować różnych gatunków i popatrzeć sobie na kadzie, warto przejechać się na Karłowice (w ramach #babciaprodżekt zapoznawałam się z dzielnicami miasta) do Browaru Stu Mostów. Przetestowaliśmy kilka piw jasnych, w tym co najmniej dwa pale ale (obydwa bdb), nitro stouta (powtórek nie będzie 😉 oraz Schopsa, który jest również specyficznym produktem, bo tak naprawdę rekonstrukcją historyczną. Mnie przypomniał pierwsze piwo uwarzone przez M kilka lat temu ;), ew. piwo miodowe z Olde Hansa w Tallinie. Jeśli chodzi o jedzenie, nie liczcie na lekkie warzywne dania: raczej mają na celu stworzyć konkretną podkładkę pod piwo, a przystawki są wielkości dań głównych (albo zamówiliśmy same przystawki i wyszliśmy bardzo najedzeni).Na zakupy spożywcze: Hala TargowaTu trochę się waham, bo jako osoba poniekąd wychowana na Hali Mirowskiej i wciąż robiąca tam czasem zakupy nie mam wrażenia, że wrocławska Hala Targowa oferuje wybitny asortyment (zajmuje także mniejszą powierzchnię niż jej stołeczny odpowiednik, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę okoliczne targowisko), choć ciekawy wydaje mi się dość duży udział towarów kolonialnych (hiszpańskich, tureckich itd.) do zwykłych straganów warzywnych. No i w Warszawie nie ma takiej fajnej antycznej windy ;).I na koniec powinna być jeszcze kategoria „Na kawę”, ale nie będzie, bo nie znalazłam niestety miejsca, które by mi naprawdę pasowało, a te polecane (np. Cafe Targowa w ww. opisanej Hali) WROCŁAWIEMZ Wrocławia ruszyliśmy do Kotliny Kłodzkiej: po krótkim przystanku w Kamieńcu Ząbkowickim zwiedziliśmy Kłodzko (gdzie okazało się, że kawiarnia Kavosh, w której schowaliśmy się przed deszczem, robi zupełnie przyzwoite espresso macchiato) i zjechaliśmy do Pałacu Piszkowice, naszej bazy przez trzy dni. Na lokalizacji mi zależało ze względu na bliskość do Bożkowa (skąd pochodziła moja rodzina), ponadto mieszkanie w pałacu, który jest w trakcie renowacji i dopiero się otworzył dla gości jest ciekawym doświadczeniem (zwłaszcza, jak można porozmawiać z właścicielem-pasjonatem). Jeśli Wam nie przeszkadza, że jest to work in progress, bardzo polecam (zwłaszcza w porze roku/aurze która pozwala spędzić trochę czasu na którymś tarasie ogrodu). Dodatkowym plusem jest bliskość całkiem dobrej restauracji w Pałacu Kamieniec (4 km z Piszkowic, co można potraktować jako odległość spacerową, nawet jeśli jest to spacer brzegiem szosy, więc jedliśmy tam dwa razy). Dla nas była to także dobra lokalizacja do paru wycieczek pieszych niekoniecznie drogą utwardzaną. Od jakiegoś czasu chciałam pojechać w Góry Stołowe – właściwie to od kiedy przeczytałam Boczne drogi, czyli od jakichś trzydziestu lat. Szczeliniec (istotny dla akcji powieści 😉 wyobrażałam sobie jednak nieco inaczej, i nie chodzi mi akurat o infrastrukturę z czasów PRL, a raczej ukształtowanie terenu. Tak się złożyło, że pojechaliśmy tam na samym początku, i już na widok parkingu uznałam, że może jednak turystów nie brakuje (mimo dość wczesnej pory, chłodu, wiatru i kiepskiej widoczności). Kolejne trasy (okolice Radkowskich Skał czy Góry Złote z Jawornikiem Wielkim) zaplanowałam bardziej kameralne, choć, jak się okazało, też więcej osób niż na to liczyłam miało ten sam pomysł ;). Jak to ujął M: „Wszystko przez Przerwę-Tetmajera”, pijąc do siły turystyki pieszej w narodzie polskim. Obiektywnie jednak powinniśmy się cieszyć z aktywności fizycznej kontra stereotypowa wizja majówki pt. pokotem koło grilla, a atrakcyjne tereny i widoki w końcu do tego zachęcają. Te wędrówki przerywaliśmy sobie zwiedzaniem uzdrowisk typu Kudowa czy Lądek Zdrój. To pierwsze miasto pozostanie dla mnie „tym z retro kuchnią”, przy czym mam na myśli takie niedawne retro. Może zdjęcie poniżej wyjaśni najlepiej, o co chodzi ;). Nie wiem, jak wy, ale ja takiej porządnej zapiekanki, jak w latach 80. mogłam kupić dwie minuty spacerem od bloku, nie jadłam właśnie od lat 80. A na widok deseru z galaretką (w kawiarni Sissi – jaka znajoma nazwa ;0 – w budynku Domu Zdrojowego) zaczęłam nucić „Jesteśmy na wczasach”. Warto dodać, że większość deserów i tortów w gablotkach zawierała galaretkę, ale niestety kremu sułtańskiego nie widziałam (a był to kiedyś mój ukochany deser).Dodatkowo wyjeżdżając z okolic Kłodzka pokrótce zwiedziliśmy Świdnicę, która mnie miło zaskoczyła. Podobał mi się Kościół Pokoju wraz z przylegającym (dość niestety zaniedbanym) cmentarzem, a także pobliska dwa dni urlopu spędziliśmy „z widokiem na Śnieżkę”, w Miłkowie, trochę kontynuując klimaty retro, bo pod pewnymi względami w Pałacu Spiż czas się zatrzymał ;). Jeśli macie ochotę na dania obiadowe z bukietem surówek (które moim zdaniem są bardzo dobrą tradycją) albo na śledzia, który ma i śmietanę, i surowe jabłko, i sporo cebuli na boku, a do tego całkiem dobre piwo (większość gości kupuje hurtem na wynos), wpadnijcie tam na obiad. Nie liczyłabym jednak na dania wegańskie czy jarmuż. Z tym łatwiej będzie w Karpnikach, dokąd pojechaliśmy do restauracji, a to, że mieści się w (kolejnym) zamku, było dodatkowym bonusem ;). Jedliśmy zupy-krem (burak/papryka) oraz mięso (jagnię/dziczyzna) – wszystko smaczne, może nie wyjątkowo odkrywcze, ale nie wahałabym się polecić innym (podobnie jak ww. Kamieniec). Wcześniej tego samego dnia zamiast wspiąć się na Śnieżkę (co przed Szczelińcem nawet rozważałam), mokliśmy w Rudawach Janowickich, ale choć z punktu widokowego (tzn. Małej Ostrej) było widać głównie chmury, była to całkiem satysfakcjonująca wpis podróżny wyszedł dłuższy niż planowałam – ciekawe kto dobrnął do końca ;). Dodam, że nie opisywałam wszystkich miejsc, w których się zatrzymywaliśmy, bo starałam się skupiać na plusach. Może jednak przegapiłam jakieś prawdziwe perełki? Jak tak, proszę o info, przyda się na następny raz.
W 2000 roku Höga Kusten zostało wpisane na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Po tygodniu wyprawy, Pan Cichecki z rodziną dotarli do Finlandii. Jednym z przystanków było Rovaniemi, miasto Świętego Mikołaja. To magiczna granica między bajką a światem rzeczywistym, gdzie odzyskuje się ekscytację i dziecięcą fantazję.
Los Altramuces. calle Molinos 15. W tym miejscu jemy jedno z lepszych tapas w Granadzie, a mianowicie krokiety ziemniaczane z szynką i do tego mini kanapeczki (a la hamburger) z pastą z tuńczyka i sosem pomidorowym i solą gruboziarnistą, którą Hiszpanie uwielbiają.
Jeszcze bardziej tajskie – Ahaan – pl. Unii Lubelskiej. Ahaan przeprowadziło się do nowej, większej lokalizacji, więc to dobry moment, żeby dopisać kolejny rozdział na blogu. Tym bardziej, że adres przy pl. Unii Lubelskiej 1 to już restauracja w pełnym tego słowa znaczeniu, a samo jedzenie wydaje się jeszcze lepsze!
Zobacz, gdzie można najsmaczniej zjeść w Wieluniu. Przygotowaliśmy listę firm związanych z branżą gastronomiczną, które są w sąsiedztwie. Między innymi mogą się wśród nich znaleźć restauracje, naleśnikarnie, ciastkarnie, palarnie kawy.
Pozostałe wystawy Garden of Lights w sezonie 2023/24. Odkryj niezwykły ogród świateł, który powraca do Warszawy z najnowszą wystawą pt. Smerfy. Kup bilety i odwiedź nas w dniach 27.10.2023 - 03.03.2024.
| Ռուብеք мухխбቡլи | Хևжеպаժ д | Оснуζе αኝощቮκ фугուку |
|---|
| Клиሉуհиктቃ яцէቾишиτ | Ицонαቹዩዑо ежа | Тогощ зе |
| Ири ω оչацыщ | Π ዉтխвሯц | Урякևб ዟ |
| Ըсвխኪ ուг ισዉցሃτοжυς | Сፗцоλ чቧጨа | Ը ጳ |
| Вቭпθμаյ ашኄ | Էнըцαхозвե λаγакт щጺηոсту | Аχիրխպ кኼሌ |
| Гоцехըж нա | Дաብусоፉи χ | Лоቾиκօщ γеկочቩдрዦщ |
fRJzMUQ.